niedziela, 18 grudnia 2022

Alice Oseman ,,Nick i Charlie"

 


 Książkę na język polski przełożyła Natalia Mętrak-Ruda

    Nick i Charlie to wręcz idealna para - bratnie dusze, dwie połówki jabłka, pasujące puzzle, nierozłączni. Kochają się i są razem szczęśliwi. Ale wkrótce wszystko się zmieni. Nick wyjeżdża na studia, a Charlie ma do ukończenia klasę maturalną. Nie będą spędzać razem czasu w szkole, wracać razem do domu, spędzać wspólnie weekendów i nocować u siebie w środku tygodnia. Będą z dala od siebie... Związki na odległość rzadko zdają egzamin, a pierwsza miłość nie musi być wieczna... Nick cieszy się, że zacznie nowy etap życia. Charlie nienawidzi, gdy jego chłopak wspomina o studiach. Boi się, że nie dadzą sobie rady i... że Nick może chcieć się z nim rozstać. Może łatwiej byłoby zakończyć to już teraz i oszczędzić sobie bólu. Ale przecież... Są Nickiem i Charliem.  

    Książka Alice Oseman? Biorę w ciemno. Nowela ze świata Heartstoppera? Biorę natomiast! Nie mogłabym nie przeczytać ,,Nicka i Charliego", kiedy kocham ,,Heartstoppera" .

    Nie ma tu wiele do powiedzenia. Nowela jest krótka, a do tego wszystkiego dochodzą... Duża czcionka i dużo komiksowych wstawek. Myślę, że nowela mogłaby spokojnie być dłuższa, ALE o ile dobrze pamiętam, "Nick i Charlie" zostało napisane jeszcze przed powstaniem ,,Heartstoppera". Dziwnie było czytać o chłopakach i ich nie widzieć, ale często (jak mówiłam) dodane były rysunkowe wstawki. Choć styl był dość... mocno prosty. Widać, że były to początki Alice. 

    Nick i Charlie wydorośleli, ich związek jest już w innej fazie, ale to wciąż Nick i Charlie. Ta nowela opowiada o poważnym konflikcie i o tym, do czego może dojść, jeśli szczerze ze sobą nie rozmawiamy. I chociaż wszystko zakończyło się tu dobrze, to ważna lekcja, jaką można wyciągnąć z tej krótkiej historii - warto rozmawiać. 

    Było trochę za krótko, ale dzięki temu szybko pochłonęłam książkę w całości i naprawdę oceniam ją w sumie na plus, ale nie jest to książka, którą bym wciskała każdemu. Jeśli ktoś lubi bardzo krótkie formy i ,,Heartstoperra", to może przeczytać. A za tydzień pojawi się recenzja prequela do ,,Akademii Dobra i Zła". Do następnego tygodnia!

                                                                                                                   Miłego czytania

niedziela, 11 grudnia 2022

Benjamin Alire Sáenz ,,Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata"

 

 
     Książkę na język polski przełożyła Agnieszka Brodzik

    Arystoteles to krnąbrny piętnastolatek i typ samotnika. W jego domu nigdy nie mówi się o dwóch rzeczach: o wojnie, z której wrócił ojciec oraz o bracie Ariego, który siedzi w więzieniu. Wszystko zaczyna się latem 1987 roku w El Pasco, kiedy na basenie Ari spotyka Dantego. Dante zdaje się nie mieć z nim nic wspólnego: lubi poezję i sztukę, ale nie cierpi butów; jest wrażliwy i widzi świat zupełnie inaczej. A jednak lubią być samotni we dwoje, a ich więź staje się nierozerwalna. Ta przyjaźń była początkiem odkrywania sekretów wszechświata... i prawdy o samych sobie.  
 
    O tej książce w sumie nie tak dawno, bo rok temu, było głośno - widziałam ją dosłownie wszędzie. Nie widziałam w niej nic ciekawego, nie przyciągała mnie. Ale jednak z jakiegoś powodu postanowiłam przeczytać - przekonać się, skąd te wszystkie dobre opinie. I wiecie co? Nie spodziewałam się, że tak bardzo mi się spodoba! 
   
    Zacznę od tego, co jako pierwsze zwróciło moją uwagę. Książka jest napisana naprawdę pięknym językiem - skoro o nim mówię, to coś w sobie ma. Historia opowiadana jest z perspektywy Ariego, a rozdziały często są bardzo krótkie. Czytając, miałam wrażenie, że naprawdę siedzę w głowie tego chłopaka, że czytam prawdziwą historię.
   
    Polubiłam bohaterów. Zwłaszcza moją sympatię zdobył Dante, ale Ari też zasłużył na moje uznanie. Bardzo podobała mi się też relacja. To historia silnej, pięknej przyjaźni, która przerodziła się w jeszcze piękniejszą miłość. Choć Ari potrzebował trochę czasu, by to zrozumieć.
 
    Kolejną rzeczą na plus są relacje rodzinne. Gdy książka się zaczyna, relacje Ariego z rodzicami nie są takie, jakie być powinny. I cieszę się, że pokazana została ważność rozmów. W końcu nie da się rozwiązać problemów bez rozmowy. W dodatku książka porusza też temat sytuacji osób queerowych w latach 80'tych, a także krótko temat terapii oraz traumy (ojciec Ariego). 
 
    To, czego mi zabrakło, to tłumaczenie niektórych meksykańskich słów czy zwrotów. Czasem coś czytałam, ale nie wiedziałam, co znaczy i nie chciałam odrywać się od książki, by szukać w internecie.  
 
    Drugi tom powinien pojawić się w przyszłym roku i nie mogę się doczekać! A przy okazji dowiedziałam się, że Ari i Dante zostali wydani w Polsce już w 2012 roku pod innym tytułem, niemającym nic wspólnego z oryginalnym: ,,Inne zasady lata". Nie miałam o tym pojęcia.
 
    ,,Arystotelesa i Dantego..." oceniam bardzo pozytywnie i naprawdę polecam! W następnej recenzji opowiem o ,,Nicku i Charliem" Alice Oseman, a później o ,,Wschodzącym Księżycu" Agaty Konefał. Do następnego tygodnia!
  
                                                                                                                                      Miłego czytania                                                                                                                                     




 

niedziela, 27 listopada 2022

Katarzyna Berenika Miszczuk ,,Żerca"

 


    Noc Kupały już za Gosią, ale czy od teraz będzie normalnie? Nie ma szans! Uczennica szeptuchy obwinia się o śmierć Mszczuja, a w dodatku Mieszko wyjechał w ważnej sprawie. Dość dawno. Mógłby chociaż zadzwonić! W dodatku płanetnik Radek, który uratował Gosię w Noc Kupały, przepadł bez śladu. Na miejsce Mszczuja przyjeżdża również nowy żerca, którego Jaga koniecznie chce zeswatać se swoją podopieczną! A przede wszystkim najgorsze: Swarożyc nie zamierza odpuścić - jego zachowanie zdecydowanie podchodzi pod nękanie! Szkoda, że bogów nie obowiązuje prawo karne. Ale w końcu jest mu coś winna... 

    W Bielinach zbliża się wesele, którym Gosia będzie musiała się zająć na własną rękę, skoro Jaga wyjechała na waka... pielgrzymkę. Czy to wszystko? Na pewno nie!

    Z tą serią jest tak, że chociaż każdy tom jest świetny i bardzo mi się podoba, to między poszczególnymi tomami mam duże przerwy czasowe. No cóż, tak wyszło. O dziwo zawsze pamiętam, co się wcześniej działo!

    Zaczęło się spokojnie, od wyjazdu na praktyki, a skończyło się w taki sposób, że komplikacje pod koniec trzeciego tomu sprawiają, że wręcz potrzebny jest następny! Dobrze, że już jest, co nie znaczy, że już go przeczytałam... Ups. 

    Z Gosią nigdy nie można się nudzić - zawsze coś odstawi. Ta seria to czysta komedia, w której zalęgli się słowiańscy bogowie i romans. A romans taki, że wciąż coś oddziela Gosię od Mieszka jak deska do prasowania - ciężko ominąć taką przeszkodę. W pierwszym tomie byli to oni sami. W drugiej była żona Mieszka, która jednak okazała się żyć pod postacią demona. W trzecim, czyli ,,Żercy", wyjazd Mieszka i ten przeklęty Swarożyc! Z kolei w czwartym... po zakończeniu poprzedniego pewne jest, że łatwo nie będzie. Ale skoro to ostatnia część przygód Gosi, to nie może skończyć się źle!

    Każda część ukazuje kolejne słowiańskie wierzenia i zwyczaje - choć we współczesnym wydaniu. Jest to z pewnością ciekawe i dobrze wplecione w fabułę. 

    Czy mogę powiedzieć, że jest tu wątek kryminalny? Nie do końca. Choć pojawia się tajemnica zniknięć demonów (choćby Radek), to jednak Gosia nie zajmuje się tym zbytnio. Jednakże w czasie lektury można snuć różne domysły.

    Czy mogę powiedzieć coś jeszcze? Tylko polecić tę serię! A za tydzień pojawi się recenzja książki ,,Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata", z kolei później opowiem o ,,Nicku i Charliem", czyli nowelce ze świata ,,Heartstoppera". 

                                                                                                                               Miłego czytania

niedziela, 20 listopada 2022

Leigh Bardugo ,,Cień i Kość"

 


 Książkę na język polski przełożyli Wojciech Szypuła i Małgorzata Strzelec

    Alina Starkov -  sierota, żołnierka. Wyprawa do Fałdy Cienia może być jej ostatnią. To nie morze, jednak jest morzem mroku, pełnego potworów, które rozdziela Ravkę na dwie części. W czasie przeprawy dzieje się najgorsze - jej pułk zostaje zaatakowany. Ratując Mala - przyjaciela, do którego skrycie czuje coś więcej - Alina wyzwala moc, która tkwiła uśpiona w niej przez lata. Jest Przywoływaczką Słońca - jedyną, która może okiełznać i zniszczyć Fałdę.

    Zawsze sądziła, że jest zwyczajna. Teraz jednak ma stać się griszą - elitą wojska, która posiada moc. Przepych i królewskie życie, intrygi, a na dodatek zauroczenie tajemniczym i niewiarygodnie potężnym przywódcą griszów - Zmroczem. Mężczyzna uważa, że Alina jest rozwiązaniem problemu dręczącego kraj. Alina myślała, że teraz wszystko już jasne. Jednak wszystko ma swoją ciemną stronę...

    Trylogia Griszy to jedna z tych serii, które są dość znane, a w dodatku od jednej serii powstało całe uniwersum, a nawet serial. Sięgnęłam po tę książkę głównie ze względu na serial i jej popularność. Cóż, serialu na razie nie obejrzę, bo okazuje się, że czerpie też z następnej serii, więc muszę najpierw przeczytać trylogię i ,,Szóstkę Wron"...

    Co sądzę o tej książce? Cóż, czytałam lepsze. Była w porządku, szybko mi się ją czytało, ale nie darzę jej jakąś wielką miłością. Sympatyczna, ale bez magii. Choć sięgnę po następne części.

    Alina... była nijaka. Niby mnie nie irytowała, ale też nie pałam do niej wielką sympatią. Taka typowa szara dziewczyna, która nagle okazuje się wszechpotężna. Znamy ten schemat. Ale nie była Mary Sue, panną idealną, chociaż tyle.

    Jeśli chodzi o konstrukcję świata, było go trochę mało, ale ma potencjał. Jeśli dobrze myślę, inspirowany był krajem, o którym nie mówimy. Ciekawi są na pewno griszowie, jednak tu zabrakło mi jednej rzeczy: wyjaśnienia, które kolory, oznaczają jakiego griszę i kto zajmuje się czym. Choć na początku jest krótki spis, to tak właściwie nie mówi on nic. Następne tomy na pewno to rozjaśnią, ale to wciąż minus.

    Jeśli mam być szczera, przez większość książki nic się nie dzieje. Tak naprawdę trudno powiedzieć, o czym jest książka, bo jest o szkoleniu na kogoś potężnego... A, no i jest jeszcze romans. Trójkąt, że tak powiem. Z jednej strony jest Mal, którego nie ma przez większość książki i tak właściwie ciężko się dziwić, że bardziej polubiłam wtedy relację ze Zm... Darklingiem (nie mogę z tym tłumaczeniem jego imienia...). Nawet jeśli ostatecznie wyszło, jak wyszło, to coś czuję, że Alina skończy z Darklingiem.

    Końcówka była całkiem zaskakująca, ale nie wbijała w fotel. Powiedziałabym, że ta książka jest dość przeciętna i nie wiem, skąd jej fenomen. Ale na pewno wprowadza do świata, który chciałam poznać głównie ze względu na ,,Szóstkę Wron".

    Za tydzień pojawi się recenzja ,,Żercy", czyli trzecim tomie serii Kwiat Paproci, a potem opowiem o ,,Arystotelesie i Dantem odkrywających sekrety wszechświata". Do następnego tygodnia!

                                                                                                             Miłego czytania

sobota, 12 listopada 2022

Marah Woolf ,,Siostra Nocy"

 


Książkę na język polski przełożyła Ewa Spirydowicz 

    Nic nie będzie już takie jak dawniej. Vianne przeżywa żałobę po Ezrze, a pobyt w Kerys bardzo ją odmienił. Vi i jej siostry są wolne, jednak wojna się już zaczyna. Czarownice będą musiały stanąć przed wieloma wyborami, a nad nimi ciąży przepowiednia i los utkany przez cztery boginie.Vianne musi stłumić w sobie silne uczucie, które żywi do Aarvanda... choć on sam jej tego nie ułatwia, otwarcie mówiąc, co do niej czuje. Czarownica jednak mu nie ufa. Co więcej, to uczucie nie ma przyszłości - w końcu Aarvand jest w związku, a w dodatku... należy do innego świata. 

    Gdy zdaje się, że nie ma nadziei, pojawia się światełko w mroku. Szansa na rozdzielenie światów raz na zawsze. By jednak ją zyskać, Vianne będzie musiała odbyć daleką podróż... u boku mężczyzny, w którym zaczyna się zakochiwać.

    Ta seria miała być idealna, ale okazała się słaba. Bardzo słaba. [MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOJLERY]

    Kiedy zaczynałam tę trylogię, byłam pełna nadziei. Z każdą chwilą było jej coraz mniej, aż w końcu skończyło się tak, że ,,emocjonujący" finał czytałam łącznie... prawie dwa miesiące. Czemu się męczyłam? Bo jestem upartą masochistką, która chciała poznać zakończenie. No to już znam. Było kiepskie.

    Od czego zacząć? Od plusów wymieszanych z minusami. Autorce nie brakowało pomysłów na fabułę i na zwroty akcji. Jest w tym naprawdę dobra, podobnie jak w kreowaniu światów. Niestety emocjonujące zakończenie wywołało we mnie tyle emocji, co zbieranie grzybów. Ciekawostka: nie zbieram grzybów. Miałam nadzieję na epicką ostateczną bitwę... a wyszło tak, że się zaśmiałam. Dwa razy. Nie żartuję. Największy ubaw miałam przy epilogu. Przepraszam bardzo, ale nazywanie dziecka po zmarłym byłym to dla mnie gruba przesada. A najlepsze, że to imię wybrał Aarvand. 

    A skoro o Aarvandzie mowa... Związek Vi z Ezrą się nie udał, ta relacja też nigdy idealna nie była... ale tutaj od początku przewracałam oczami i unosiłam brwi. O co chodzi? O nieśmiertelną jak Maryla Rodowicz miłość Vianne i Aarvanda, która pokona kontinuum czasoprzestrzenne... ale w moich oczach ich relacja od początku opierała się tylko na pożądaniu. I niech ktoś mi powie, że tak nie było. Tak, mogli się z czasem zakochać wręcz na zabój, przecież jedno nie wyklucza drugiego! Jednak przykro mi, ale nie czułam tu ani pierwiastka chemicznego.

    Vi wciąż mnie irytowała. Ociupinkę mniej niż w poprzednim tomie, ale wciąż. Po prostu jest głupią bohaterką. Ale powiem też o siostrach. Chociaż Aimee było dość mało, to myślę, że jej wątek został najlepiej poprowadzony - nawet jeśli był na trzecim planie. Ona i Caleb tak naprawdę powinni zastąpić Vi i Aarvanda w roli głównego wątku miłosnego. Z kolei Maelle się trochę zawiodłam... wątek jej i Adena trwał najkrócej ze wszystkich i został potraktowany bardzo po macoszemu, a miał naprawdę duży potencjał! Uważam, że siostry naprawdę powinny dostać swoje perspektywy. Dosłownie widzę przed oczami, jak to ratuje tę serię... 

    Dlaczego naprawdę nie porzuciłam tej książki na początku? Bo przy kartkowaniu natrafiłam na podróż w czasie do Camelotu. Musiałam to przeczytać, bo właśnie na coś takiego liczyłam od początku. Przyznaję, że było to ciekawe. I na plus mogę wskazać fakt, że autorka stara się pokazać kobiety z legend arturiańskich w mniej demonicznym świetle - w końcu Ginewra zawsze jest tą zdradziecką, niewierną żoną. Choć to ciekawe, że demonizowana (heh, to demona jakby nie patrzeć) Wega i jej wątek zaginęły w tym wszystkim... zabrakło mi tu prawdziwego rozstrzygnięcia sprawy między nią i Vi. Jakiejś głębszej rozmowy.

    I chociaż to z tą książką miałam największy problem, przy niej musiałam robić sobie przerwy na inne książki, to jednak... chyba jest najlepsza z serii. Aż nie wierzę, że to mówię. I wiem, że dużo osób lubi tę trylogię... ale ja się do nich nie zaliczam. Szkoda. 

    Za tydzień chciałabym opowiedzieć trochę o ,,Cieniu i Kości" Leigh Bardugo, a potem o ,,Żercy" i ,,Arystotelesie i Dantem odkrywających sekrety wszechświata". Zastanawiam się też nad dawaniem dwóch recenzji w tygodniu, bo mam ich dość duży zapas na ten moment. Do następnego tygodnia!

niedziela, 6 listopada 2022

Marah Woolf ,,Siostra Księżyca"

 


 Książkę na język polski przełożyła Ewa Spirydowicz

    Ślub Ezry i Wegi przeradza się w walkę z władcą demonów i jego podwładnymi. Vianne i jej siostry uciekają, jednak podstępem zostają zaprowadzone na dwór Regulusa - zdradzone przez kogoś, komu ufały. Król demonów z ich pomocą zamierza wcielić w życie plan wyhodowania nowej rasy - demonów o magicznej mocy. Jeśli jednak Vi przyniesie mu trzy przedmioty czarnomagiczne, Regulus nie wyda ich za mąż i pozwoli czarownicom odejść. Jednak jeżeli to zrobi, władca demonów zyska potężną moc, która pomoże mu w zniszczeniu ludzkości. Vianne i jej siostry muszą znaleźć rozwiązanie przed końcem wyznaczonego czasu. W dodatku Vi dręczą jej własne problemy: Ezra wziął ślub, by zawrzeć sojusz. Do sojuszu nie doszło, jednak małżeństwo zostało zawarte. W dodatku książę Aarvand pilnuje jej na każdym kroku, czym działa jej na nerwy i przy okazji kwestionuje jej uczucia do maga. A w zamku kryje się wiele tajemnic... 

    Klątwa drugiego tomu? Raczej pokazanie, że seria idzie w gorszym kierunku... Miałam nadzieję, że będzie lepszy od pierwszego. Tymczasem książkę czytało mi się strasznie opornie. Zacznijmy od najgorszej sprawy: romansu. W tej kwestii nigdy nie dogadam się z autorką, po prostu nigdy nie wychodzi jej dobrze. W ,,Siostrze Gwiazd" irytowało mnie wzdychanie Vianne do Ezry, a sama dziewczyna nie miała zero szacunku do siebie, ale liczyłam, że tu oboje dojrzeją, a wraz z nimi ich relacja... Przeliczyłam się. Ezry praktycznie nie ma, a za to pojawia się trójkąt, który zostaje rozwiązany w taki bolesny i nagły dla czytelnika sposób, że ja skończyłam z kacem książkowym i fochem na serię. Relacja z Aarvandem w ogóle mi się nie podobała, w ogóle nie czułam chemii między nim i Vi. Po prostu nie. 

    Czy Vianne w tym tomie dojrzała? W pewnym momencie myślałam, że trochę tak, a potem stwierdziłam, że jednak nie. Autorka może mówić, że jest nieidealna i każdy w tym wieku jest głupiutki (dziękuję, naprawdę)... ale czy naprawdę trzeba robić z głównej bohaterki irytującą idiotkę? Jej siostry zdecydowanie powinny przejąć tom drugi i trzeci, takie jest moje zdanie. Są ciekawsze, podobnie jak ich wątki, a jednak są postawione na trzecim miejscu. Szkoda, bo to mogłoby uratować tę trylogię.

    Miałam dwa zawały. Trzeba przyznać, że fabuła i zwroty akcji to coś, w czym autorka jest dobra. Pierwszy zawał to zdrada. Przez całą książkę miałam przeczucie, że wszystko jest częścią tajnego planu, o którym siostry nie wiedzą, jednak zdrajca grał tak przekonująco, że się wahałam. A drugi zawał to końcówka. Nie byłam gotowa na takie coś! 

    Historia rozwija się dalej, pojawiają się nowe wątki, a niektóre zostają zakończone. Pojawiają się nowe pytania, które wymagają odpowiedzi. Było też więcej nawiązań do legend arturiańskich, więcej magii i to akurat mogę ocenić na plus. 

    Jak ocenić ten tom? Jako najgorszy z całej serii. Co nie znaczy, że w ,,Siostrze Nocy" jest dużo lepiej... A recenzja pojawi się za tydzień!

                                                                                                                                  

niedziela, 30 października 2022

Marah Woolf ,,Siostra Gwiazd"

 


 Książkę na język polski przełożyła Ewa Spirydowicz 

    Gdy Vianne zostaje ugryziona przez sylfidę, a jej ciało zaczyna trawić ciężka choroba, młoda czarownica zostaje odesłana z kraju do Kongregacji. Zostawia dom i Ezrę - którego kocha, a który złamał jej serce. Po dwóch latach dziewczyna i jej dwie starsze siostry wracają do Francji - z misją.

    Bariera stworzona przez Merlina wkrótce przestanie istnieć. Choć Loża, na czele z Wielkim Mistrzem, strzeże przejścia do krainy demonów, coraz częściej udaje im się przeniknąć do ludzkiego świata. A pakt zawarty z demonami przed wiekami wkrótce wygaśnie. Ich nowy władca nie jest jednak ugodowy, a wojna wisi na włosku. 

    Vianne i jej siostry zostają wysłane w rodzinne strony, by nakłonić Ezrę - nowego Wielkiego Mistrza - do połączenia sił magów z Kongregacją. Zadanie to jednak utrudnia fakt, że Vi wciąż nie wyleczyła złamanego serca, a Ezra nadal nie jest jej obojętny. W dodatku demoniczna gorączka odebrała młodej czarownicy całą moc...

    Odkąd obejrzałam ,,Przygody Merlina", dużo bardziej zainteresowałam się legendami arturiańskimi, więc ,,Trzy Czarownice" oczywiście mnie zainteresowały. Czytałam różne opinie na temat tej serii, zachwyty i rozczarowania, a jednak dałam jej szansę... I zdziwiłam się, bo z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że akcja nie będzie się działa we współczesnym świecie.

    Czy książka mnie zachwyciła? Nie. Mam trochę ,,Ale"... Jednak wierzę, że kolejne części są lepsze, a postaci lepiej rozwinięte - a chodzi mi tu przede wszystkim o Vianne. Jest to dziewczyna bardzo krucha i trochę naiwna, bez grosza szacunku do siebie, którą ciągle trzeba się opiekować. Kluchowata jak Królewna Śnieżka, a najlepiej by jej zrobiło, gdyby na dobre dała sobie spokój z facetami. Ponieważ książka jest pisana z jej perspektywy, Ezra pojawia się w jej myślach non stop, a przynajmniej na początku. Ezra sześć razy na każdej stronie, na litość boską... W dodatku w przeszłości dosłownie każdemu żaliła się na swoją beznadziejną sytuację i nieodwzajemnioną miłość. Prawdę mówiąc, patrzyłam na nią z politowaniem, ale mam nadzieję, że trochę wydorośleje... Najlepsze, że dziewczyna jest w moim wieku, a zachowuje się, jakby miała pięć lat mniej.

    Bardziej polubiłam siostry Vianne i Caleba. Dwie czarownice i demon na misji dyplomatycznej. Nie polubiłam Asha, który na szczęście nie stał się pionkiem trójkąta miłosnego, ale czuję, że jakiś trójkąt się pojawi... Później. Z kolei Ezra... Z jednej strony rozumiałam jego zachowanie, naprawdę. Co nie zmienia faktu, że często miałam ochotę nim potrząsnąć, gdy ranił Vi.

    Liczyłam na trochę większy udział legend arturiańskich, ale myślę, że w następnych tomach będzie tego więcej. Mimo wszystko zostało to ładnie wplecione do świata, który jest według mnie dobrze skonstruowany, magiczny i na pewno ma jeszcze trochę do odkrycia.

    Wątek miłosny niestety zdominował tę książkę i z jednej strony, jak to często ja, kibicowałam Vi i Ezrze, a z drugiej strony wiedziałam, że to wszystko jest takie... ,,Idiotyczne, że kochałam go tak bardzo" ~ Vianne. To idealne podsumowanie. Chcę też dodać, że przez ten wątek i występującą w książce scenę NIE polecam książki młodszym czytelnikom. 

    Sama fabuła mi się podobała, moim zdaniem jest naprawdę na plus i jeszcze wiele się wydarzy. Książka kończy się cliffhangerem, przez co od razu sięgnęłam po drugi tom. Gdyby nie on, pewnie poddałabym się po pierwszej części. Czy dobrze zrobiłam? Dowiecie się za tydzień!

                                                                                                                                        Miłego czytania

niedziela, 16 października 2022

Adam Faber ,,Córka Smoka"

 


    Klątwa ciążąca na Finfolk dobiegła końca, a w Domu Wiedźm na dobre rozbudziła się magia. March straciła przyjaciółkę. W dodatku jej matka postarzała się o kilkadziesiąt lat i wciąż traci pamięć. Ove, dotąd towarzyszący jej i Callenowi jako czarny kot Piątek, znów jest człowiekiem. March jednak zaczyna się zastanawiać, czy na pewno może mu ufać... Tymczasem Callen chce w pełni poznać prawdę o sobie i o swojej matce.

    Hypnos, syn Wyrd - królowej Aislingen - zostaje wysłany na tajną misję związaną z Wygnanym Królem, jego ojcem. Książę zaczyna mieć jednak pewne wątpliwości... Wojna z Wyrd jest nieuchronna i zbliża się z każdym dniem, a wiele kart wciąż pozostało nieodkrytych. 

    Z poprzednich tomów niewiele pamiętam. Ważne szczegóły i imiona wypadły mi z głowy, jednak im dalej zagłębiałam się w książkę, tym więcej pamiętałam. I może po rereadzie serii moja opinia się zmieni, ale uważam, że ,,Córka Smoka" to najlepszy tom ,,Krwi Ferów".

   Na początku dziękuję też autorowi, że tym razem nikt nie ginie na końcu serii. To miłe. Ale wracając: ten tom pokazuje, jak bardzo March zmieniła się od ,,Miasta Snów". Wciąż jest sobą, jednak lepszą wersją. Rozwinęła się też jej moc, a także wątek miłosny z Callenem, który rozgrywał się w tle historii.

    Może mało pamiętam, ale ten tom wyjaśnia wszystkie dotychczasowe sprawy, ujawnia na końcu tajemnice, a sama końcówka jest bardzo satysfakcjonująca. Po przeczytaniu całej serii myślę, że seria jest bardziej dojrzała i skomplikowana od ,,Kronik Jaaru" - co nie zmienia faktu, że Kroniki wciąż są u mnie na pierwszym miejscu. W końcu to one mnie przekonały do polskich książek!

    Magia, wiedźmy, sekrety, intrygi, ciekawe postaci i niesamowity klimat - to znajdziecie w ,,Krwi Ferów"! A w przyszłych recenzjach możecie się spodziewać moich wywodów na temat serii ,,Trzy czarownice" Marah Woolf. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                         Miłego czytania

niedziela, 9 października 2022

Julia Biel ,,To nie jest, do diabła, love story. Skin Deep"

 


    Kiedy Wera była dzieckiem, los obrócił się przeciwko niej. Teraz każdego dnia zmuszona jest ukrywać swoje plecy i rany - te na ciele i na duszy. 

   Aleksa los nie oszczędził. Został zdradzony - teraz nie potrafi ufać. Pozostaje skryty, a jego serca nie ma. Jest tylko złość.

    Gdy Aleks ratuje Werę z opresji, mogłoby się wydawać, że tych dwoje połączy tylko dług wdzięczności. Ale jest coś więcej - blizny. Przypadek sprawia, że chłopak odkrywa skrywaną przez Werę tajemnicę. Aleks, który swoje blizny zakrył tatuażem, namawia do tego samego Werę - by tusz oczyścił jej serce i głowę. Im dłużej trwa ich znajomość, tym bardziej zaczynają się od siebie uzależniać. Ale to nie jest, do diabła, love story. Wera zapada się w nim coraz bardziej. A Aleks nie chce wciągać tego anioła do swojego piekła.

    Julia Biel nie potrafi napisać złej książki. Czwarta książka jej autorstwa, którą czytałam, a jak zwykle się nie zawiodłam. TNJDDLS Skin Deep to kontynuacja serii - ale tym razem jest to historia siostry Jonasza, czyli Wery. A to, że można dowiedzieć się, co u Jony i (Nut)Elli to tylko bardzo, bardzo miły dodatek.

    KOCHAM. Chociaż uwielbiam Jonasza i Ellę, to historię Wery i Aleksa kocham jeszcze mocniej. Nie zabrakło genialnego humoru, scen chwytających za serce, no i wspaniałego love story. Po prostu nie szło się oderwać. Uwielbiam też wiadomości wysyłane przez bohaterów - to jest czyste złoto nad złotem.

    Choć tajemnicę związaną z przeszłością Aleksa dość szybko rozwikłałam, to inny zwrot akcji zupełnie mnie zaskoczył. Dziwię się sobie, że wcale o tym nie pomyślałam!

    Chcę też powiedzieć, że książka ma najpiękniejszą okładkę z serii. Co jeszcze mogę powiedzieć? Czytajcie Skin Deep i pozostałe części TNJDDLS. Nie oderwiecie się od nich!

    PS: Zanim przeczytałam Skin Deep, zaczęłam Detoks na Wattpadzie, czyli czwarty tom pisany przez Julię o Jodzie (bliźniaczce Wery). Ta historia jest cudowna, ale przez to Anatom w Skin Deep od pierwszej chwili stanowił dla mnie chodzącą czerwoną flagę. 

    Za tydzień opowiem Wam o ,,Córce Smoka" Adama Fabera, a później o ,,Siostrze Gwiazd" Marah Woolf, czyli moim rozczarowaniu. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                    Miłego czytania

niedziela, 2 października 2022

Jen Calonita ,,Lustereczko, lustereczko... Mroczna opowieść"


 

Książkę na język polski przełożyła Ewa Tarnowska 

    Matka Śnieżki zmarła, gdy dziewczynka była mała. Ale pamięta jej słowa i dlatego nigdy nie straciła pogody ducha. Ingrid, jej ciotka, wyszła za ojca Śnieżki, który wkrótce opuścił królestwo i swoją córkę. Od tego momentu na tronie zasiada ,,Zła Królowa", a Śnieżka nie opuszcza murów zamku, wychowując się samodzielnie i nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje z jej królestwem. 

    Wszystko zmienia dzień, gdy królowa postanawia ją zabić, a królewna odkrywa straszliwą prawdę. Śnieżka ucieka przez las. Kiedy dociera do niej, ile zła wyrządziła Ingrid, jest zdeterminowana, by odzyskać należny jej tron. Ale będzie potrzebować pomocy. Krasnoludki, jej nowi przyjaciele. Henri, książę, który szybko stał jej się bliski. A także inni mieszkańcy królestwa, którzy mają dość niegodziwości władczyni. Jednak Zła Królowa włada czarną magią i posiada lustro... mroczne lustro. W dodatku nie zawaha się przed niczym, by pozbyć się Śnieżki - swojej jedynej przeszkody.

    Nie lubię Śnieżki. A przynajmniej nie tą typową, miękką kluchę jak w wersji Disneya. Znacznie bardziej wolę królewnę z mieczem typu z ,,Mirror, mirror" lub ,,Dawno, dawno temu...". Choć Śnieżka Jen Calonity nie włada mieczem, nie jest ciepłą kluchą, która nic nie zrobiła w swojej historii. I nie sugerujcie się hasłem z okładki, bo otrucie księcia nie ma w tej książce znaczenia. W rzeczywistości jest to historia, która odpowiada na pytanie: Co by było, gdyby Śnieżka miała coś w głowie, a jedyną cechą Złej Królowej nie było tylko ,,zło" (czytaj: zazdrość o piękno pasierbicy). Ta książka z jednej strony nie daje wiele nowego, a z drugiej strony daje wiele nowości: łata dziury fabularne, nadaje postaciom charakteru, a Śnieżce mózg... Przepraszam fanów Śnieżki.

    Przede wszystkim nowością jest ukazanie przeszłości Złej Królowej - która dostaje imię, rolę ciotki Śnieżki, a jej rola nie ogranicza się do zamordowania ślicznej czternastolatki... która w tej wersji jest starsza. Jest władczynią bezlitosną i rządzi twardą ręką, a mieszkańcy królestwa cierpią. W ten sposób Ingrid naprawdę zostaje Zła. 

    Dalej jest Śnieżka - która wciąż jest łagodna i dobra, ale też mądra, wrażliwa, a także odważna. Przyczyny jej zachowań i decyzji są lepiej widoczne i po prostu jest lepszą postacią. Książę też jest lepszy - dostaje imię i osobowość. I nie pojawia się tylko dwa razy, by zawrócić Śnieżce w głowie, całować trupa w lesie i takie tam. Jest całkiem... spoko chłopakiem, oględnie mówiąc. Pojawiają się też nowe postaci, takie jak ojciec Śnieżki (król), jej matka (co prawda w przeszłości, ale wciąż), czy też Anna. Z początku myślałam, że ta ostatnia dostanie większą rolę i będzie bardziej dziarska, ale wyszło, jak wyszło.

    Jeśli chodzi o fabułę ze strony Śnieżki, to większość książki opisuje znane nam z animacji wydarzenia, ale zmienione pod względem szczegółów i tych strasznych dziur fabularnych... Bo skąd dziewczyna w łachmanach nagle dostaje super ultra księżniczkową kreację do pomykania po lesie jak przestraszony zając? I, jak mówiłam, to otrucie księcia, to końcówka historii i ma małe znaczenie. Za to odbicie królestwa wręcz przeciwnie. To o tym jest książka. 

    Warto też wspomnieć o perspektywie Ingrid - to nie tylko jej knucie przeciwko królewnie, ale przede wszystkim jej przeszłość, która jest bardzo ciekawa. Tłumaczy, w jaki sposób królowa stała się, jaka się stała, jakie relacje miała z siostrą, skąd wzięła magię i lustro, jak została królową i dlaczego nienawidzi Śnieżki. To naprawdę interesujący dodatek do historii.

    Chcę też powiedzieć o wątku miłosnym. Miłość nie została ,,zabita", a można powiedzieć, że w ogóle się narodziła. Nie ma całowania trupa, słodkich uśmieszków bez dialogu i już - do ołtarza! Książę dostaje swoją rolę, zaprzyjaźnia się ze Śnieżką i miłość nie pojawia się z powietrza! 

    Mam też znowu zażalenie, jeśli idzie o wydanie, ponieważ mimo ładnej okładki i barwionych brzegów (kocham) papier jest tak strasznie cienki... Podczas czytania znów musiałam bardzo uważać, żeby przypadkiem nie podrzeć strony i nie zniszczyć okładki. 

    Polecam! W przyszłym tygodniu opowiem o ,,To nie jest, do diabła, love story. Skin Deep", a później o ,,Córce Smoka" Adama Fabera, czyli finale serii ,,Krew Ferów". Do następnego tygodnia!

                                                                                                                          Miłego czytania

niedziela, 25 września 2022

Emma Mills ,,Na drugim końcu lata"

 


Książkę na język polski przełożył Miłosz Urban 

    Sloane to córka pisarza, która przeprowadziła się z rodziną z Nowego Jorku na Florydę. Nigdy nie miała przyjaciół. To się zmienia, gdy podczas imprezy staje w obronie obcego chłopaka. Gburowaty Gabe jest bratem bliźniakiem Very, pełnej energii gwiazdy internetu, która natychmiast postanowiła ,,zaadoptować" Sloane i przyjąć ją do ich paczki przyjaciół. Rodzeństwo szybko staje się bliskie dziewczynie. Dzięki Verze i Gabe'owi oraz reszcie czuje się mniej samotna. 

    Matka bliźniąt była malarką, a po jej śmierci obrazy zostały sprzedane - w tym jej ostatni, namalowany dla jej dzieci. Nie wiadomo, kto jest teraz jego właścicielem, ale to nie zniechęca Sloane, która zamierza go odzyskać dla swoich przyjaciół. To ma jednak pozostać w tajemnicy, o której wiedzą tylko dwie osoby - Remy (jej nowy przyjaciel, który nie może zapomnieć o swojej byłej) i jej tata (autor romansów, w których zawsze umiera pies, mający kryzys twórczy i fazę na serial o nastoletnich wilkołakach). Aby odnaleźć obraz, Sloane jest gotowa przemierzyć cały kraj!

    Skoro podobała mi się ,,Niemożliwa Para" nie mogłam przejść obojętnie obok ,,Na drugim końcu lata". Tamta książka zawierała świetne poczucie humoru, genialnych bohaterów, poruszone ważne tematy i wątek miłosny, który nie znajdował się na pierwszym miejscu. Ta ma to wszystko, tylko pomnożone razy tysiąc. Nieraz nie mogłam przestać się śmiać, kocham bohaterów, a i problemy poruszone w książce były ważne.

    Mówiłam o bohaterach. Sloane nie jest idealna, ludzie nieraz wytykają dziewczynie jej wady, a jednocześnie nie potrafią jej nie kochać. Zupełnie jak ja. Jest charyzmatyczna, potrafi nagle się rozgadać i ma super poczucie humoru. Ale jeszcze bardziej kocham jej tatę, który ma fazę na czytanie i pisanie fanfików na podstawie serialu o wilkołakach. To mój człowiek. Dzięki niemu mogłam się roześmiać, jednak to nic w porównaniu z Frankiem! Życie w świecie, gdzie jest Frank, byłoby dużo piękniejsze. Tego człowieka nie można nie wielbić! Wielbić to właściwe słowo.

    Minusem jest to, że zauważyłam schemat fabularny, który łączy obie czytane dotychczas przeze mnie książki autorki. Możliwe, że tylko mi się tak wydaje. Plus trochę niepotrzebny tej książce wątek romantyczny. Jednak nie odbierało mi to radości z czytania i bardzo polecam Wam ,,Na drugim końcu lata"!

    W przyszłym tygodniu pojawi się recenzja ,,Lustereczka, lustereczka...", a później ,,To nie jest, do diabła, love story. Skin Deep". Do następnego tygodnia!

                                                                                                                           Miłego czytania

niedziela, 18 września 2022

Alice Oseman ,,Loveless"

 


Książkę na język polski przełożyła Anna Halbersztat 

    Georgia Warr ma już osiemnaście lat i nigdy nie była w nikim zakochana. Ale przecież każdy w końcu sobie kogoś znajdzie, więc i ona na pewno kiedyś poczuje motylki w brzuchu. I w końcu kogoś pocałuje jak każdy wokół niej. Dziewczyna wyjeżdża na studia z twardym postanowieniem, że jej życie uczuciowe rozkwitnie. Na szczęście ma ze sobą swoich najlepszych przyjaciół - Pip i Jasona oraz nową współlokatorkę Rooney. Ale co jeśli... miłość po prostu nie jest dla niej?

    Świat zawsze mówił, że każdy znajduje miłość, każdy wręcz musi mieć swoją drugą połówkę. Miłość była wszędzie: w filmach, książkach, piosenkach. Georgia jednak za każdym razem robi coś nie tak. Myśl o całowaniu lub czymś więcej... Wszyscy wokół niej to robią, wszyscy to lubią. Może to z nią jest po prostu problem? A może nie znalazła odpowiedniej osoby. Georgia musi odnaleźć siebie, nawet jeśli po drodze popełni błędy - mnóstwo okropnych błędów. A gdy spotyka się z pojęciami aseksualności i aromantyczności... Nie, to przecież nie może być o niej.

    Tę recenzję dedykuje słownikowi, który nie zna pojęć aseksualności i aromantyczności. Dziękuję za te czerwone podkreślenia.

    Sięgnęłam po tę książkę z dwóch powodów: 1) Napisała ją Alice Oseman, więc był to mój święty obowiązek 2) Nigdy nie spotkałam się z aromantycznością lub aseksualnością w książkach. A przynajmniej nigdy nie została ona nazwana wprost. 

    Ta książka nie tylko mi się podobała... Jest też dla mnie ważna. Bo mogłam utożsamiać się z Georgią, nieraz miałam wrażenie, że czytam o sobie. Może nie była w 100% mną, ale rozumiałam ją. Naprawdę ją rozumiałam. Rozumiałam, jak się czuje w tłumie i co czuje, gdy społeczeństwo wręcz wymaga, żebyśmy wszyscy mieli jakieś życie miłosne (zwłaszcza kobiety). Żeby każdy, w tym ona, miał chłopaka lub dziewczynę, całował się, brał ślub i miał dzieci. Georgia czuła presję, czuła, że jest nienormalna, że powinna się zakochiwać, lubić pocałunki, czuć, że pociągają ją inni ludzie. Ale nic z tego. Dlatego tak desperacko próbowała coś poczuć, do kogokolwiek. A kto jest lepszy niż najlepszy przyjaciel, który wybaczy jej, jeśli nic z tego nie wyjdzie? I dlatego na swojej drodze dziewczyna popełniła błędy. Chciała udowodnić sobie, że jest jak wszyscy. I nie tylko Georgia czuła presję. Gdy w książce pojawia się wątek jej kuzynki, widać, jak bardzo ludzie wymagają od innych bycia w związku. Nieważne, że ta kobieta osiągnęła w życiu sukces, że miała przyjaciół, szczęście i dobre życie - wszyscy robili jej wyrzuty, bo nie wzięła ślubu i nie miała rodziny. W skrócie: nic nie osiągnęła. Rodzice zabierali ją na terapie, bo to przecież nienormalne. Czy tak powinno być? Naprawdę?

    Georgia popełnia błędy, zwykle głupie. Ale jeśli zrozumie się, co czuje, nie są już takie głupie. A te pomyłki czynią ją pełnowartościową postacią i to taką, którą się lubi. Podobnie jak jej przyjaciół. Każdy z nich jest inny, ma własny styl i oni też mają swoje problemy.

    Oprócz presji społeczeństwa poruszone są też inne tematy: toksyczne relacje, nietolerancja (tak, również w qeerowym środowisku), brak poczucia przynależności, szukanie własnej tożsamości. Alice Oseman po raz kolejny stworzyła poruszającą opowieść, która szybko trafiła do mojego czytelniczego serduszka. Czytało mi się ją wolno, jednak po prostu potrzebowałam przerw. Bo w pewnym momencie miałam łzy w oczach. Tak bardzo wczułam się w Georgię. I nie, książka nie jest poważna! Jest też zabawna i lekka. Jednak każdy odbierze ją inaczej.

    Za tydzień opowiem Wam o ,,Na drugim końcu lata" Emmy Mills, czyli autorki ,,Niemożliwej Pary", a później o ,,Lustereczko, lustereczko...", czyli kolejnej z Mrocznych Opowieści. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                              Miłego czytania

niedziela, 11 września 2022

Marah Woolf ,,Berło Światła"

 


Książkę na język polski przełożyła Ewa Spirydowicz 

    Nefertari de Vesci to młoda arystokratka o nadzwyczajnym intelekcie i harcie ducha, która zajmuje się odnajdywaniem skradzionych skarbów. Im bardziej opłacalne zlecenie, tym lepiej. Jej ukochany starszy brat Malachi jest śmiertelnie chory, a Taris nie waha się ani przez chwilę, gdy w grę wchodzi ratowanie go. 

    Jej rodzina od lat jest świadoma istnienia nieśmiertelnych: bogów, aniołów, dżinów, demonów. Wie więc, kim jest jej nowy zleceniodawca - Azrael, arogancki anioł śmierci. Nefertari ma odnaleźć berło światła - potężne insygnium, zabrane z Atlantydy tuż przed jej zatonięciem, skradzione i ukryte. Żaden nieśmiertelny go nie odnalazł, jednak wierzą, że tej śmiertelniczce się uda. Taris nie wplątałaby się w tę sprawę, gdyby nie warunek, na który Azrael przystaje - jeśli odnajdzie berło, zanim Malachi umrze, anioł nie zabierze jego duszy i daruje mu życie. 

    Azrael nie mówi jej jednak wszystkiego. W dodatku wyjątkowo ją drażni - z wzajemnością.

    ,,Berło Światła" kupiło mnie samym opisem - śliczna, błyszcząca okładka to tylko dodatek. Uwielbiam ,,Indiana Jonesa", ,,Tom Rider", ,,Uncharted", ,,Skarb Narodów" - historie o poszukiwaniach skarbów. A że ,,Berło..." jest dodatkowo wypełnione mitologią. Miałam wysokie oczekiwania, jednak nie wszystkie zostały spełnione. 

    Zacznę od pozytywów. Bardzo podobała mi się kreacja Taris - jest inteligentna, ma cięty język, jest odważna, a mimo to ma też delikatniejszą stronę, którą ukazuje zwłaszcza, troszcząc się o brata. Ma też pewne... dość irytujące zachowania, które jednak mogę tłumaczyć tym, że to jednak arystokratka - nawet jeśli nie wpasowuje się w szablon typowej damy z bogatej rodziny. Taris bardzo przypomina mi Larę Croft pod wieloma względami, więc nie ma co się dziwić, że widziałam ją jako Larę. Jest też Azrael. Lubię jego postać, choć czasem coś mi w nim jakby... zgrzytało. Nie zachowywał się tak, jak powinien się zachowywać anioł z tak dużym stażem na tym świecie. Pojawiło się też dużo pobocznych postaci, polubiłam się z Horusem, Dantem, nawet z Kimmy i Setem. A zwłaszcza z Malachim. 

    Bardzo podobała mi się relacja Taris i Malachiego. Tworzyli zgrany zespół, ich silna więź i miłość była bardzo dobrze widoczna, więc szkoda, że... Hej, to od początku było do przewidzenia, że Malachi do drugiego tomu nie przeżyje! I to jest naprawdę przykre!

    Mimo że jestem fanką wątków miłosnych, tu było go za dużo. Większość książki to przede wszystkim dogryzanie sobie nawzajem, irytacja drugą osobą, zazdrość i powtarzanie sobie ,,to tylko zleceniodawca, nieśmiertelny, zapomni o mnie później", ,,nie mogę się angażować, przecież w końcu ją zranię, a ona nie będzie chciała mnie znać". Romans wysunął się na pierwszy plan, co mi się nie podobało, ale że chemia między Taris i Azraelem była, to wątek romantyczny ma jakiś plus. 

    Mam pewien zarzut do akcji... Było mi jej trochę mało. Liczyłam na więcej emocji, a tu nawet atak demona raz na sto stron czy też węża nawet mną nie ruszył, bo pojawiał się... a stronę później problem został usunięty przez nieśmiertelnego przystojniaka, których wokół nie brakuje. No cóż... Ale to nie tak, że się nudziłam! Myślę jednak, że wolne tempo akcji spowolniło też moje czytanie.

    Jeśli chodzi o fabułę, to była naprawdę świetna i nie mogę się doczekać następnych części! Książka jest dopieszczona, jeśli chodzi o szczegóły - jeszcze chwila, a uwierzyłabym, że to wszystko prawda, a berło światła i pozostałe artefakty istnieją naprawdę, że cała historia świata to gierki nieśmiertelnych, że Atlantyda naprawdę zatonęła (chociaż kto wie...). W dodatku wątek mitologiczny, który skupiał się na egipskiej części, był również świetnie napisany - i absolutnie nie zgrzytało mi tu to, że bogowie, anioły i dżiny mają profile w social mediach, wysyłają esemesy i jeżdżą limuzynami.

    Pomimo zgrzytów książkę oceniam pozytywnie i będę wypatrywać kolejnych tomów ,,Kronik Atlantydy" (a będą jeszcze dwa!). Za tydzień opowiem o ,,Loveless", a później pojawi się recenzja ,,Na drugim końcu lata" Emmy Mills. Do następnego tygodnia! 

                                                                                                                               Miłego czytania

niedziela, 28 sierpnia 2022

Julia Biel ,,Be My Ever"

    Everlee straciła wszystko. Opuszczona przez wszystkich wyjeżdża na drugi koniec kraju, próbując spalić za sobą wszystkie mosty. Dziewczyny, którą kiedyś była, już nie ma. Angel odeszła, została tylko Everlee - zdeterminowana, by projekt Beztroskie Życie Studenckie wykonać bez żadnych komplikacji. 

    Chciała zapomnieć. A wtedy, jak na złość, zjawia się Maverick, przystojny futbolista, który w oczach Everlee dostrzega ból. W dodatku wierzy, że może być jej wybawieniem i wsparciem, obietnicą lepszej i szczęśliwej przyszłości. Ale by to zrobić, musi przebić jej zimną, pancerną osłonę i wydobyć z niej sekrety przeszłości - która w końcu przerwie ,,beztroskie" życie Everlee i upomni się o nią.

    ,,To nie jest, do diabła, love story" sprawiło, że chciałam drugi tom natychmiast. Po ,,Be My Ever" jest on po prostu potrzebny od zaraz. Co mogę powiedzieć? BME rozwaliło mnie emocjonalnie, a każda nowa książka Julii jest lepsza od poprzedniej. 

    W książce nie brakuje humoru, który wywołuje uśmiech na twarzy, a także momentów, które łamią serce i sprawiają, że chce się płakać. Nie brakuje też tajemnic. Tragedia, którą przeżyła Everlee, to sekret, który zostaje w pełni ujawniony w momencie przyprawiającego o zawał zwrotu akcji, który sprawia, że książka do końca trzyma w napięciu. To właśnie ten moment sprawił, że nie mogłam odłożyć książki. A zakończenie...

    Polska książka plus Stany? Proszę bardzo! Amerykańska uczelnia, życie studenckie - to można znaleźć w BME. Ale nie tylko! Jest też dużo kawy, a przez zawartą w książce miłość do tego aromatycznego napoju idzie się uzależnić od kofeiny!

    Polecam Wam nie tylko ,,Be My Ever", ale każdą książkę Julii Biel! Co nowa, to jeszcze lepsza! W przyszłym tygodniu pojawi się recenzja... ,,Upiora Opery", a później opowiem trochę o ,,Berle Światła" - książce, co do której miałam duże oczekiwania, ale nie spełniła ich wszystkich. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                           Miłego czytania

Gaston Leroux ,,Upiór Opery"

 


Książkę na język polski przełożył Andrzej Wiśniewski 

    Przez lata nikt nie rozwiązał tajemnicy Upiora Opery i tajemniczego zniknięcia Christine Daaé. W końcu nikt nie wierzył w historie o duchach. Aż do teraz.

    Oto historia Erika - genialnego kompozytora, muzyka i architekta, mieszkającego w podziemiach Opery Paryskiej i chowającego twarz za maską, który nieszczęśliwie zakochał się w pięknej śpiewaczce -  która oddała już serce komu innemu.

    Gotycka powieść grozy? To nie jest coś, co często wpada w moje ręce. Moja przygoda z Upiorem zaczęła się od filmowego musicalu, który jest chyba najpopularniejszą wersją. Nie obejrzałam wówczas całości, ale byłam zainteresowana fabułą, a przede wszystkim bardzo podobała mi się muzyka. Po kilku latach wylądował u mnie książkowy oryginał.

    Książka jest swego rodzaju... reportażem. Autor przekonuje czytelnika, że wszystko to wydarzyło się naprawdę i on sam spisuje wspomnienia uczestników historii z upiorem. W całej powieści czuć klimat niepokoju i mroku, a także teatru sprzed lat, ale to przecież nie horror, przez który trzeba się bać. Nie brakuje drobnych elementów humorystycznych, jak próba przechytrzenia U.O przez dyrektorów!

    W historii nie brakuje różnorodnych postaci. Większość jest opisywana z perspektywy Roula (przyjaciela z dzieciństwa Christine, który jest w niej zakochany), a pod koniec również Persa. Roul według mnie jest lepszą postacią w oryginale - w ekranizacji wyszedł z niego straszny buc. Za wszelką cenę chce odkryć tajemnicę ,,Anioła Muzyki", który sprawia, że jego ukochana go unika, a w jej oczach czai się lęk. Christine nie ma swojej perspektywy - jej losy poznajemy wyłącznie dzięki wspomnieniom wicehrabi. I jest jeszcze Erik- upiór. Erik naprawdę jest geniuszem; strach, aurę tajemnicy i legendę Upiora Opery stworzył dzięki sprytowi i inteligencji, a także pomysłowości i nietypowym umiejętnościom, które nabył w czasie swojego życia. Jego losy są tragiczne. W filmie został on jednak... dość mocno wybielony. A przecież nawet ci, którzy go żałowali, którzy mu współczuli, nazywali go potworem. Nie odróżniał dobra od zła. 

    Upiór wydany przez wydawnictwo Vesper został wzbogacony o ilustracje, wiele (naprawdę wiele) przypisów, biografię autora i samej książki. I co mogę powiedzieć? Upiór bardzo mnie zadowolił i na pewno rozważę przeczytanie innych klasyków grozy.

    W następnej recenzji opowiem Wam o ,,Berle Światła" Marah Woolf, a później o ,,Loveless" Alice Oseman. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                     Miłego czytania

niedziela, 21 sierpnia 2022

Agata Konefał ,,Gasnące Słońce"

 


    Zbliżają się szesnaste urodziny Sonyi, córki wodza Plemienia Słońca. Dziewczyna boi się tego dnia. Jeśli do tego czasu nie przyzwie totemu i okaże się niezamieszkaną przez duchy ineptuską, rodzina się jej wyrzeknie i wygna ją z Ogniska.

    Levone jest księciem Plemienia Księżyca, który jak nikt dba o dobro poddanych. Jako wybitny wojownik przewodzi swoim ludziom w starciach z Plemieniem Słońca i najeżdżającymi ziemię księżycowych Dzikimi.

    Gdy Sonya okazuje się ineptuską, musi uciekać, a na wpół żywą dziewczynę znajduje Levone. Czy Słońce i Księżyc mogą okazać się podobne?

    ,,Gasnące Słońce" miałam okazję pierwszy raz recenzować zimą, jeszcze przed premierą, na moim koncie na Instagramie (jednorozec_czyta). Minęło już kilka miesięcy od premiery (nie aż tak dużo, ale jednak), więc czas opowiedzieć o niej też tutaj. 

    Książka jest selfpublishingiem, została wydana przez autorkę (Agatę Konefał), nie przez wydawnictwo. I jeśli myślicie, że takie książki są gorsze od tych ,,oficjalnych" książek, to bardzo się mylicie! ,,Gasnące Słońce" jest wydane porządnie, ma piękną okładkę, nie widziałam żadnych błędów, a w dodatku została nawet zaopatrzona w mapkę! Ale przecież w książce chodzi o to, co w środku, prawda?

    Świat stworzony przez autorkę jest oryginalny i ciekawy. Autorka ma naprawdę przyjemny i lekki styl, a książka czyta się w zasadzie sama. I choć nie znam się na scenach walki, bo zwykle mnie nudzą, to te zostały napisane naprawdę dobrze! Nie zabrakło nutek humoru i naturalnych dialogów.

    Oba plemiona mają odmienną kulturę i zróżnicowany poziom rozwoju, co można zaobserwować dzięki Sonyi. Samo Kiroho, czyli kraina, w której żyją oba plemiona, jest pełne magii i ma jeszcze wiele do odkrycia, a najbardziej magiczne są tu totemy! Duchowa moc, którą nie została obdarzona Sonya, przybierająca postać zwierzęcia. Kto nie chciałby takiego towarzysza? I do tego wróżki! Kocham wróżki, brakuje mi ich w fantastyce, a w ,,Gasnącym Słońcu" stanowią ważny element.

    Bardzo polubiłam bohaterów - głównych i pobocznych. Sonya nie jest typem zadziornej dziewczyny, niezwykle odważnej, pewnej siebie, pyskatej, jak większość współczesnych głównych bohaterek. Jest łagodna i dobra, ale też rozsądna i jestem pewna, że kolejne dwie części przyniosą rozwój jej postaci. A jeśli musicie sobie zobrazować dziewczynę, która nie wydaje się ciekawa, pomyślcie o Fluttershy z My Little Pony. Levone (jego imię czyta się tak, jak się pisze, ale o ile wygrałam z wyobrażaniem go sobie z inną fryzurą, tak z moim ,,Levon" nie wygram) to absolutny faworyt czytelniczek: przystojny książę i do tego wojownik. Ale według mnie Mound, przyjaciel Levonego, może z nim rywalizować, bo to mój faworyt. Są też inni bohaterowie, ale ileż można ich wymieniać? No i jeszcze tajemnicza postać... Akurat w tej kwestii na wielkie zaskoczenie nie można liczyć, to zabawa w Scooby-Doo. To jednak nie stanowi problemu, bo pierwszy tom Trylogii Dnia i Nocy zostawia nas z nierozwiązanymi tajemnicami i niepewnością, jak potoczą się dalsze losy bohaterów.

    Jeśli poczuliście się zainteresowani, książkę można zakupić w sklepie autorki: https://www.papierowysmok.pl/. Polecam z całego książkowego serducha! A za tydzień pojawi się recenzja ,,Be My Ever" Julii Biel. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                     Miłego czytania

niedziela, 14 sierpnia 2022

Becky Albertali ,,Leah gubi rytm"

 


 Książkę na język polski przełożyła Agnieszka Brodzik

    Leah Burke, znana jako przyjaciółka Simona, to królowa sarkazmu, zdolna perkusistka i artystka. Zawsze żyła w swoim rytmie, który w pewnym momencie zaczyna gubić.

    Ostatni rok szkoły to ostatnie chwile ze szkolnymi znajomymi, oczekiwanie na listy akceptacyjne z collegów i ekscytacja z powodu balu - idealnego wieczoru jak z filmu. Leah nie czuje jednak tej ekscytacji. Tak naprawdę wszystko to wytrąca ją z rytmu. Nie może znaleźć sukienki - nawet gdy w którejś wygląda znośnie, jej mamy na nią nie stać. Wspomniana mama umawia się z facetem, który jej córce nie przypadł do gustu. Chłopak, którego Leah traktuje jak kumpla, najwyraźniej się w niej zabujał, podczas gdy ona wciąż z tyłu głowy ma tę jedną, specjalną osobę... którą musi trzymać na dystans. W dodatku jej grupa przyjaciół zaczyna się rozpadać, gdy jedna z najsłodszych par tego uniwersum zrywa ze sobą na krótko przed balem. To dużo naraz.

    Teoretycznie to drugi tom z serii Creekwood, którą zaczyna ,,Simon oraz inni homo sapiens". Chronologicznie jest trzeci. Co nie zmienia faktu, że wydało go inne wydawnictwo, więc ma w ogóle inny rozmiar itd. Ale jest!

    Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać po tej książce, bo nigdy nie mignęła mi w sieci - nie licząc profilu We need YA. Uwielbiam ,,Simona..." i w tej książce mogłam znaleźć dużo więcej tego, co w nim lubiłam, niż w ,,Odwrotności...". Był humor, byli ukochani bohaterowie, byli Simon i Bram (cukrzyca, pomocy)... ale to jednak nie to samo. Bo coś się stało takiego, że niektórzy się trochę zmienili, a przynajmniej Leah. 

    Fabuła była w porządku, nie zachwycała, ale było okej. Mam za to zarzut, jeśli chodzi o zakończenie. Leah i **** są razem, ale ważny element, taki jak reakcje pozostałych (bo to ważne), wyjaśnienie nieporozumień itp. się nie pojawia, od razu przeskakuje się do epilogu. I tu mi czegoś zabrakło. Książka mi się podobała, ale jednak wciąż nie jest w stanie doścignąć ideału. 

    Za tydzień opowiem Wam o ,,Gasnącym Słońcu", czyli książce wydanej samodzielnie przez Agatę Konefał, a później o ,,Be My Ever" Julii Biel - skoro wkrótce premiera drugiej części. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                  Miłego czytania

niedziela, 7 sierpnia 2022

Katarzyna Berenika-Miszczuk ,,Noc Kupały"

 


    Miało być jak w bajce. Gosia jednak w ogóle się tak nie czuje, gdy jej moce przypadkiem wyjawiają, że Mieszko wciąż myśli o swojej dawno zmarłej żonie Ote... która wyglądała całkiem żywo, gdy dziewczyna widziała ją po raz ostatni. I na dodatek wyjątkowo nie podoba jej się, że coś połączyło Gosię i Mieszka. Prawdę mówiąc, jest żądna krwi obojga. Ale to jednak jeden z pomniejszych problemów. 

    Noc Kupały coraz bliżej, a zawodników w wyścigu do Kwiatu Paproci przybywa. A najgorsze, że Gosława każdemu obiecała kwiat, choć zamierza oddać go swojemu (wciąż znikającemu nie wiadomo gdzie) ukochanemu... który prawdopodobnie umrze po wypiciu naparu. Podobny los może czekać Gosię, gdy okaże się, że wykiwała bogów. Młoda szeptucha nie pisała się na taki los i śmierć z ukochanym w stylu Romea i Julii. Gosławie pozostaje tylko liczyć, że oboje ujdą z życiem, a Ote nie rozszarpie jej przed Nocą Kupały.

    Między lekturą jednej części a drugiej minął prawie rok. Nie licząc już, ile minęło od przeczytania ,,Nocy Kupały" do recenzji... W każdym razie tom drugi dorównuje pierwszemu, a może jest i nawet lepszy. Nie brakuje fantastycznego humoru, zwrotów akcji i świetnych bohaterów. Gosia wciąż mogłaby występować w kabarecie i za to ją lubię. Jaga to prawdziwa Grażyna biznesu, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, więc nie mogę się doczekać, kiedy dotrę do książek o niej. Mieszko to Mieszko, ale jest okej. Po prostu. Co tu dużo mówić?

    Polecam Wam serię ,,Kwiat Paproci", to naprawdę lekkie i humorystyczne przedstawienie naszych rodzimych mitów, a przy tym romans, więc zestawienie idealne... dla mnie przynajmniej. 

    Za tydzień pojawi się recenzja ,,Leah gubi rytm", a później opowiem o ,,Gasnącym Słońcu", którego recenzja powinna pojawić się już dawno, ale wyszło, jak wyszło. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                               Miłego czytania

niedziela, 24 lipca 2022

Becky Albertali ,,Odwrotność nieodwzajemnienia"



Książkę na język polski przełożyły Donata Olejnik i Monika Pianowska 

    Molly Peskin-Suso była zakochana ponad dwadzieścia razy. Oczywiście żaden obiekt jej westchnień tego nie odwzajemniał, nawet nie miał o tym pojęcia. Molly jest ostrożna i nie wierzy, że ktoś mógłby chcieć ją chociaż pocałować - nikt nie lubi dziewczyn, które ważą znacznie więcej niż 50 kg. Jej bliźniaczka Cassie, całkowite przeciwieństwo Molly, nawet nie chce słuchać tych bzdur. Molly jednak nie umie wyzbyć się lęku przed odrzuceniem.

    Kiedy Cassie na zabój zakochuje się w Minie, a w końcu zostają parą, Molly nie czuje się samotna. Wcale. No, może tylko dorabia na boku jako trzecie koło u roweru w kinie i... w zasadzie wszędzie. W międzyczasie Cassie i Mina założyły sojusz przeciwko niej i zamierzają za wszelką cenę zeswatać ją z Willem - słodkim przyjacielem drugiej z dziewczyn. W pewnym momencie Molly zaczyna się zastanawiać, czy na pewno tego chce - nawet jeśli dzięki Willowi odzyska siostrę, która coraz bardziej się od niej oddala. W końcu jest jeszcze Reid, jej współpracownik w oślepiająco białych butach i tolkienowskiej koszulce, nerd w 200%. To wcale nie tak, że dołączył do listy nieodwzajemnionych zauroczeń Molly... Wcale.

   ,,Odwrotność nieodwzajemnienia" to trzecia część z serii, którą rozpoczyna ,,Simon oraz inni homo sapiens". Z jakiegoś powodu wydawnictwo nie wydało ,,Leah gubi rytm" - tym zajęło się We Need YA. Minęło ju trochę czasu, odkąd czytałam Simona, ale dobrze pamiętam, co mi się w nim podobało. Przy Odwrotności... trochę brakowało tego czegoś, ale było nieźle. 

    ,,Odwrotność.." to historia kuzynki Abby - bohaterki znanej z ,,Simona..." i ,,Leah...". Dziewczyna ma niską samoocenę, a przez swoją nadwagę czuje, że nikt się w niej nigdy nie zakocha i nigdy nie będzie tak fajna, jak jej siostra czy jej dziewczyna. To sprawiło, że znalazłam w Molly odrobinę siebie. Molly boi się odrzucenia i samotności, co w pewnym momencie sprawia, że popełnia błędy. 

    Jeśli chodzi o wątek miłosny, był okej, ale... nie miał tego czegoś. Reid był postacią, która wzbudzała sympatię. Nie brakowało charakterystycznego dla autorki humoru, który podnosi ocenę tej książki, a także gościnnych występów postaci z ,,Simona..." - Abby (kuzynki Molly) i samego Simona. Zaletą ,,Odwrotności.." jest też to, że wątek Molly nie był jedynym - bardzo podobał mi się ten jej mam.

    Książka ma też wady... Bohaterowie mieli chyba obsesję na punkcie s#ksu. Ten temat pojawiał się wciąż i trochę mi to przeszkadzało. Jakby nie było innych tematów do rozmów, jakby związki opierały się tylko na tym... I po prostu czegoś tej książce brakowało. Podobała mi się, ale oceniam ją najsłabiej z całej trylogii. 

    Za tydzień pojawi się recenzja ,,Nocy Kupały", czyli drugiego tomu z serii ,,Kwiat Paproci", a później ,,Leah gubi rytm" i ,,Gasnącego Słońca" - selfpublishingu, który miałam okazję recenzować przedpremierowo na Instagramie. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                   Miłego czytania

niedziela, 17 lipca 2022

Axie Oh ,,Dziewczyna, która skoczyła do morza"

 


Książkę na język polski przełożyła Hana Matejek-Khouri 

    Od stu lat rodzinne strony Miny nawiedzają sztormy. Co roku jedna dziewczyna, piękna i utalentowana, ofiarowana jest Bogu Morza jako panna młoda. Sztormy wówczas ustają, jednak na krótko, co znaczy, że Bóg Morza nie odnalazł jeszcze swojej wybranki. 

    Tego roku najpiękniejsza dziewczyna w wiosce, Shim Cheong, ma zostać zaślubiona i rzucona w morze. Jednak nie chce zostać poświęcona jeszcze bardziej niż poprzednie wybranki - ponieważ już oddała serce Joonowi. W nocy, gdy Shim Cheong ma zostać rzucona w morze, Joon - starszy brat Miny - rusza za ukochaną, choć wie, że może przypłacić to życiem. A Mina podąża za Joonem.

    By ocalić brata, Mina skacze do morza, postanawiając, że to ona będzie wybranką Boga Morza. Dziewczyna trafia do Królestwa Duchów i, podążając za Czerwoną Nicią Przeznaczenia, odnajduje boga... pogrążonego we śnie. W dodatku wielu w świecie duchów nie chce, by władca się obudził. Mina jednak znajduje sprzymierzeńców - Maskę, Daia, Namgiego, Kirina oraz tajemniczego Shina, którego z Bogiem Morza łączy tajemnicza więź.

     Bardzo, ale to bardzo lubię historie inspirowane mitologiami, a także baśniami albo innymi utworami. Książka Axie Oh jest inspirowana mitologią koreańską oraz filmem ,,Spirited Away: W krainie bogów". ,,Dziewczyna..." skłoniła mnie do obejrzenia tego anime i dopiero wtedy mogłam zobaczyć, że autorka faktycznie zaczerpnęła pełną garścią z tej historii. 

    Kiedy przeczytałam opis, fabuła wydawała mi się pogmatwana, ale mimo to wiedziałam, że to książka w sam raz dla mnie. Tak po prostu. Czasem książka po prostu do nas przemawia - zwłaszcza jak ma taką śliczną okładkę.

    Książkę czytało mi się bardzo lekko. Rozdziały są krótkie, a historia przypomina baśń. A choć miałam swoje podejrzenia, końcowe zwroty akcji naprawdę mnie zaskoczyły! Bardzo lubię motyw Czerwonej Nici Przeznaczenia, który w tej książce odgrywał niezwykle ważną rolę. No i nie zapomnijmy o tym, co kocham całym serduszkiem, czyli o wątku miłosnym! Nie zabrakło go i tutaj. Wątek Miny i Shima bardzo mi się spodobał, był delikatny i nie wchodził całkiem na pierwszy plan, a w dodatku to nie było wpychanie romansu na siłę - to naprawdę ważna część historii!

    Polubiłam bohaterów, historię, styl pisania - całą książkę. Z pozoru cienka i niepozorna, że jak wcisną ją w księgarni między inne książki, to jak szukanie igły w stogu siana (opisuję własne doświadczenia; ktoś wepchnął tę książkę między "cegły" - chwała za jasną okładkę). Ale polecam i to bardzo mocno! Jeśli szukacie klimatycznej książki, która wciągnie was bez reszty, nieco baśniowej i inspirowanej mitologią, to ,,Dziewczyna, która skoczyła do morza" będzie idealna!

    Za tydzień opowiem Wam trochę o ,,Odwrotności Nieodwzajemnienia", a później o ,,Nocy Kupały", czyli drugim tomie z serii ,,Kwiat Paproci". Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                  Miłego czytania

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"