Książkę na język polski przełożył Andrzej Wiśniewski
Przez lata nikt nie rozwiązał tajemnicy Upiora Opery i tajemniczego zniknięcia Christine Daaé. W końcu nikt nie wierzył w historie o duchach. Aż do teraz.
Oto historia Erika - genialnego kompozytora, muzyka i architekta, mieszkającego w podziemiach Opery Paryskiej i chowającego twarz za maską, który nieszczęśliwie zakochał się w pięknej śpiewaczce - która oddała już serce komu innemu.
Gotycka powieść grozy? To nie jest coś, co często wpada w moje ręce. Moja przygoda z Upiorem zaczęła się od filmowego musicalu, który jest chyba najpopularniejszą wersją. Nie obejrzałam wówczas całości, ale byłam zainteresowana fabułą, a przede wszystkim bardzo podobała mi się muzyka. Po kilku latach wylądował u mnie książkowy oryginał.
Książka jest swego rodzaju... reportażem. Autor przekonuje czytelnika, że wszystko to wydarzyło się naprawdę i on sam spisuje wspomnienia uczestników historii z upiorem. W całej powieści czuć klimat niepokoju i mroku, a także teatru sprzed lat, ale to przecież nie horror, przez który trzeba się bać. Nie brakuje drobnych elementów humorystycznych, jak próba przechytrzenia U.O przez dyrektorów!
W historii nie brakuje różnorodnych postaci. Większość jest opisywana z perspektywy Roula (przyjaciela z dzieciństwa Christine, który jest w niej zakochany), a pod koniec również Persa. Roul według mnie jest lepszą postacią w oryginale - w ekranizacji wyszedł z niego straszny buc. Za wszelką cenę chce odkryć tajemnicę ,,Anioła Muzyki", który sprawia, że jego ukochana go unika, a w jej oczach czai się lęk. Christine nie ma swojej perspektywy - jej losy poznajemy wyłącznie dzięki wspomnieniom wicehrabi. I jest jeszcze Erik- upiór. Erik naprawdę jest geniuszem; strach, aurę tajemnicy i legendę Upiora Opery stworzył dzięki sprytowi i inteligencji, a także pomysłowości i nietypowym umiejętnościom, które nabył w czasie swojego życia. Jego losy są tragiczne. W filmie został on jednak... dość mocno wybielony. A przecież nawet ci, którzy go żałowali, którzy mu współczuli, nazywali go potworem. Nie odróżniał dobra od zła.
Upiór wydany przez wydawnictwo Vesper został wzbogacony o ilustracje, wiele (naprawdę wiele) przypisów, biografię autora i samej książki. I co mogę powiedzieć? Upiór bardzo mnie zadowolił i na pewno rozważę przeczytanie innych klasyków grozy.
W następnej recenzji opowiem Wam o ,,Berle Światła" Marah Woolf, a później o ,,Loveless" Alice Oseman. Do następnego tygodnia!
Miłego czytania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz