niedziela, 28 sierpnia 2022

Julia Biel ,,Be My Ever"

    Everlee straciła wszystko. Opuszczona przez wszystkich wyjeżdża na drugi koniec kraju, próbując spalić za sobą wszystkie mosty. Dziewczyny, którą kiedyś była, już nie ma. Angel odeszła, została tylko Everlee - zdeterminowana, by projekt Beztroskie Życie Studenckie wykonać bez żadnych komplikacji. 

    Chciała zapomnieć. A wtedy, jak na złość, zjawia się Maverick, przystojny futbolista, który w oczach Everlee dostrzega ból. W dodatku wierzy, że może być jej wybawieniem i wsparciem, obietnicą lepszej i szczęśliwej przyszłości. Ale by to zrobić, musi przebić jej zimną, pancerną osłonę i wydobyć z niej sekrety przeszłości - która w końcu przerwie ,,beztroskie" życie Everlee i upomni się o nią.

    ,,To nie jest, do diabła, love story" sprawiło, że chciałam drugi tom natychmiast. Po ,,Be My Ever" jest on po prostu potrzebny od zaraz. Co mogę powiedzieć? BME rozwaliło mnie emocjonalnie, a każda nowa książka Julii jest lepsza od poprzedniej. 

    W książce nie brakuje humoru, który wywołuje uśmiech na twarzy, a także momentów, które łamią serce i sprawiają, że chce się płakać. Nie brakuje też tajemnic. Tragedia, którą przeżyła Everlee, to sekret, który zostaje w pełni ujawniony w momencie przyprawiającego o zawał zwrotu akcji, który sprawia, że książka do końca trzyma w napięciu. To właśnie ten moment sprawił, że nie mogłam odłożyć książki. A zakończenie...

    Polska książka plus Stany? Proszę bardzo! Amerykańska uczelnia, życie studenckie - to można znaleźć w BME. Ale nie tylko! Jest też dużo kawy, a przez zawartą w książce miłość do tego aromatycznego napoju idzie się uzależnić od kofeiny!

    Polecam Wam nie tylko ,,Be My Ever", ale każdą książkę Julii Biel! Co nowa, to jeszcze lepsza! W przyszłym tygodniu pojawi się recenzja... ,,Upiora Opery", a później opowiem trochę o ,,Berle Światła" - książce, co do której miałam duże oczekiwania, ale nie spełniła ich wszystkich. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                           Miłego czytania

Gaston Leroux ,,Upiór Opery"

 


Książkę na język polski przełożył Andrzej Wiśniewski 

    Przez lata nikt nie rozwiązał tajemnicy Upiora Opery i tajemniczego zniknięcia Christine Daaé. W końcu nikt nie wierzył w historie o duchach. Aż do teraz.

    Oto historia Erika - genialnego kompozytora, muzyka i architekta, mieszkającego w podziemiach Opery Paryskiej i chowającego twarz za maską, który nieszczęśliwie zakochał się w pięknej śpiewaczce -  która oddała już serce komu innemu.

    Gotycka powieść grozy? To nie jest coś, co często wpada w moje ręce. Moja przygoda z Upiorem zaczęła się od filmowego musicalu, który jest chyba najpopularniejszą wersją. Nie obejrzałam wówczas całości, ale byłam zainteresowana fabułą, a przede wszystkim bardzo podobała mi się muzyka. Po kilku latach wylądował u mnie książkowy oryginał.

    Książka jest swego rodzaju... reportażem. Autor przekonuje czytelnika, że wszystko to wydarzyło się naprawdę i on sam spisuje wspomnienia uczestników historii z upiorem. W całej powieści czuć klimat niepokoju i mroku, a także teatru sprzed lat, ale to przecież nie horror, przez który trzeba się bać. Nie brakuje drobnych elementów humorystycznych, jak próba przechytrzenia U.O przez dyrektorów!

    W historii nie brakuje różnorodnych postaci. Większość jest opisywana z perspektywy Roula (przyjaciela z dzieciństwa Christine, który jest w niej zakochany), a pod koniec również Persa. Roul według mnie jest lepszą postacią w oryginale - w ekranizacji wyszedł z niego straszny buc. Za wszelką cenę chce odkryć tajemnicę ,,Anioła Muzyki", który sprawia, że jego ukochana go unika, a w jej oczach czai się lęk. Christine nie ma swojej perspektywy - jej losy poznajemy wyłącznie dzięki wspomnieniom wicehrabi. I jest jeszcze Erik- upiór. Erik naprawdę jest geniuszem; strach, aurę tajemnicy i legendę Upiora Opery stworzył dzięki sprytowi i inteligencji, a także pomysłowości i nietypowym umiejętnościom, które nabył w czasie swojego życia. Jego losy są tragiczne. W filmie został on jednak... dość mocno wybielony. A przecież nawet ci, którzy go żałowali, którzy mu współczuli, nazywali go potworem. Nie odróżniał dobra od zła. 

    Upiór wydany przez wydawnictwo Vesper został wzbogacony o ilustracje, wiele (naprawdę wiele) przypisów, biografię autora i samej książki. I co mogę powiedzieć? Upiór bardzo mnie zadowolił i na pewno rozważę przeczytanie innych klasyków grozy.

    W następnej recenzji opowiem Wam o ,,Berle Światła" Marah Woolf, a później o ,,Loveless" Alice Oseman. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                     Miłego czytania

niedziela, 21 sierpnia 2022

Agata Konefał ,,Gasnące Słońce"

 


    Zbliżają się szesnaste urodziny Sonyi, córki wodza Plemienia Słońca. Dziewczyna boi się tego dnia. Jeśli do tego czasu nie przyzwie totemu i okaże się niezamieszkaną przez duchy ineptuską, rodzina się jej wyrzeknie i wygna ją z Ogniska.

    Levone jest księciem Plemienia Księżyca, który jak nikt dba o dobro poddanych. Jako wybitny wojownik przewodzi swoim ludziom w starciach z Plemieniem Słońca i najeżdżającymi ziemię księżycowych Dzikimi.

    Gdy Sonya okazuje się ineptuską, musi uciekać, a na wpół żywą dziewczynę znajduje Levone. Czy Słońce i Księżyc mogą okazać się podobne?

    ,,Gasnące Słońce" miałam okazję pierwszy raz recenzować zimą, jeszcze przed premierą, na moim koncie na Instagramie (jednorozec_czyta). Minęło już kilka miesięcy od premiery (nie aż tak dużo, ale jednak), więc czas opowiedzieć o niej też tutaj. 

    Książka jest selfpublishingiem, została wydana przez autorkę (Agatę Konefał), nie przez wydawnictwo. I jeśli myślicie, że takie książki są gorsze od tych ,,oficjalnych" książek, to bardzo się mylicie! ,,Gasnące Słońce" jest wydane porządnie, ma piękną okładkę, nie widziałam żadnych błędów, a w dodatku została nawet zaopatrzona w mapkę! Ale przecież w książce chodzi o to, co w środku, prawda?

    Świat stworzony przez autorkę jest oryginalny i ciekawy. Autorka ma naprawdę przyjemny i lekki styl, a książka czyta się w zasadzie sama. I choć nie znam się na scenach walki, bo zwykle mnie nudzą, to te zostały napisane naprawdę dobrze! Nie zabrakło nutek humoru i naturalnych dialogów.

    Oba plemiona mają odmienną kulturę i zróżnicowany poziom rozwoju, co można zaobserwować dzięki Sonyi. Samo Kiroho, czyli kraina, w której żyją oba plemiona, jest pełne magii i ma jeszcze wiele do odkrycia, a najbardziej magiczne są tu totemy! Duchowa moc, którą nie została obdarzona Sonya, przybierająca postać zwierzęcia. Kto nie chciałby takiego towarzysza? I do tego wróżki! Kocham wróżki, brakuje mi ich w fantastyce, a w ,,Gasnącym Słońcu" stanowią ważny element.

    Bardzo polubiłam bohaterów - głównych i pobocznych. Sonya nie jest typem zadziornej dziewczyny, niezwykle odważnej, pewnej siebie, pyskatej, jak większość współczesnych głównych bohaterek. Jest łagodna i dobra, ale też rozsądna i jestem pewna, że kolejne dwie części przyniosą rozwój jej postaci. A jeśli musicie sobie zobrazować dziewczynę, która nie wydaje się ciekawa, pomyślcie o Fluttershy z My Little Pony. Levone (jego imię czyta się tak, jak się pisze, ale o ile wygrałam z wyobrażaniem go sobie z inną fryzurą, tak z moim ,,Levon" nie wygram) to absolutny faworyt czytelniczek: przystojny książę i do tego wojownik. Ale według mnie Mound, przyjaciel Levonego, może z nim rywalizować, bo to mój faworyt. Są też inni bohaterowie, ale ileż można ich wymieniać? No i jeszcze tajemnicza postać... Akurat w tej kwestii na wielkie zaskoczenie nie można liczyć, to zabawa w Scooby-Doo. To jednak nie stanowi problemu, bo pierwszy tom Trylogii Dnia i Nocy zostawia nas z nierozwiązanymi tajemnicami i niepewnością, jak potoczą się dalsze losy bohaterów.

    Jeśli poczuliście się zainteresowani, książkę można zakupić w sklepie autorki: https://www.papierowysmok.pl/. Polecam z całego książkowego serducha! A za tydzień pojawi się recenzja ,,Be My Ever" Julii Biel. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                     Miłego czytania

niedziela, 14 sierpnia 2022

Becky Albertali ,,Leah gubi rytm"

 


 Książkę na język polski przełożyła Agnieszka Brodzik

    Leah Burke, znana jako przyjaciółka Simona, to królowa sarkazmu, zdolna perkusistka i artystka. Zawsze żyła w swoim rytmie, który w pewnym momencie zaczyna gubić.

    Ostatni rok szkoły to ostatnie chwile ze szkolnymi znajomymi, oczekiwanie na listy akceptacyjne z collegów i ekscytacja z powodu balu - idealnego wieczoru jak z filmu. Leah nie czuje jednak tej ekscytacji. Tak naprawdę wszystko to wytrąca ją z rytmu. Nie może znaleźć sukienki - nawet gdy w którejś wygląda znośnie, jej mamy na nią nie stać. Wspomniana mama umawia się z facetem, który jej córce nie przypadł do gustu. Chłopak, którego Leah traktuje jak kumpla, najwyraźniej się w niej zabujał, podczas gdy ona wciąż z tyłu głowy ma tę jedną, specjalną osobę... którą musi trzymać na dystans. W dodatku jej grupa przyjaciół zaczyna się rozpadać, gdy jedna z najsłodszych par tego uniwersum zrywa ze sobą na krótko przed balem. To dużo naraz.

    Teoretycznie to drugi tom z serii Creekwood, którą zaczyna ,,Simon oraz inni homo sapiens". Chronologicznie jest trzeci. Co nie zmienia faktu, że wydało go inne wydawnictwo, więc ma w ogóle inny rozmiar itd. Ale jest!

    Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać po tej książce, bo nigdy nie mignęła mi w sieci - nie licząc profilu We need YA. Uwielbiam ,,Simona..." i w tej książce mogłam znaleźć dużo więcej tego, co w nim lubiłam, niż w ,,Odwrotności...". Był humor, byli ukochani bohaterowie, byli Simon i Bram (cukrzyca, pomocy)... ale to jednak nie to samo. Bo coś się stało takiego, że niektórzy się trochę zmienili, a przynajmniej Leah. 

    Fabuła była w porządku, nie zachwycała, ale było okej. Mam za to zarzut, jeśli chodzi o zakończenie. Leah i **** są razem, ale ważny element, taki jak reakcje pozostałych (bo to ważne), wyjaśnienie nieporozumień itp. się nie pojawia, od razu przeskakuje się do epilogu. I tu mi czegoś zabrakło. Książka mi się podobała, ale jednak wciąż nie jest w stanie doścignąć ideału. 

    Za tydzień opowiem Wam o ,,Gasnącym Słońcu", czyli książce wydanej samodzielnie przez Agatę Konefał, a później o ,,Be My Ever" Julii Biel - skoro wkrótce premiera drugiej części. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                  Miłego czytania

niedziela, 7 sierpnia 2022

Katarzyna Berenika-Miszczuk ,,Noc Kupały"

 


    Miało być jak w bajce. Gosia jednak w ogóle się tak nie czuje, gdy jej moce przypadkiem wyjawiają, że Mieszko wciąż myśli o swojej dawno zmarłej żonie Ote... która wyglądała całkiem żywo, gdy dziewczyna widziała ją po raz ostatni. I na dodatek wyjątkowo nie podoba jej się, że coś połączyło Gosię i Mieszka. Prawdę mówiąc, jest żądna krwi obojga. Ale to jednak jeden z pomniejszych problemów. 

    Noc Kupały coraz bliżej, a zawodników w wyścigu do Kwiatu Paproci przybywa. A najgorsze, że Gosława każdemu obiecała kwiat, choć zamierza oddać go swojemu (wciąż znikającemu nie wiadomo gdzie) ukochanemu... który prawdopodobnie umrze po wypiciu naparu. Podobny los może czekać Gosię, gdy okaże się, że wykiwała bogów. Młoda szeptucha nie pisała się na taki los i śmierć z ukochanym w stylu Romea i Julii. Gosławie pozostaje tylko liczyć, że oboje ujdą z życiem, a Ote nie rozszarpie jej przed Nocą Kupały.

    Między lekturą jednej części a drugiej minął prawie rok. Nie licząc już, ile minęło od przeczytania ,,Nocy Kupały" do recenzji... W każdym razie tom drugi dorównuje pierwszemu, a może jest i nawet lepszy. Nie brakuje fantastycznego humoru, zwrotów akcji i świetnych bohaterów. Gosia wciąż mogłaby występować w kabarecie i za to ją lubię. Jaga to prawdziwa Grażyna biznesu, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, więc nie mogę się doczekać, kiedy dotrę do książek o niej. Mieszko to Mieszko, ale jest okej. Po prostu. Co tu dużo mówić?

    Polecam Wam serię ,,Kwiat Paproci", to naprawdę lekkie i humorystyczne przedstawienie naszych rodzimych mitów, a przy tym romans, więc zestawienie idealne... dla mnie przynajmniej. 

    Za tydzień pojawi się recenzja ,,Leah gubi rytm", a później opowiem o ,,Gasnącym Słońcu", którego recenzja powinna pojawić się już dawno, ale wyszło, jak wyszło. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                               Miłego czytania

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"