niedziela, 31 października 2021

Becky Albertali ,,Simon oraz inni homo sapiens"

 


Książkę na język polski przełożyła Donata Olejnik

  Szesnastoletni Simon Spier uwielbia scenę, a grę ma we krwi - nic więc dziwnego, że ukrywanie swojej orientacji idzie mu świetnie. Do czasu, gdy zapomina wylogować się na szkolnym komputerze, a jego maile trafiają w ręce Martina - klasowego błazna. Szantaż jest tak subtelny, że Simon potrzebuje dobrej chwili, by go wychwycić. Jeśli nie zeswata Martina z Abby (przyjaciółką Simona, która podoba się też jego innemu przyjacielowi), maile zobaczy cała szkoła i każdy będzie wiedział, że chłopak prócz oreo lubi też innych chłopców. A co gorsza, zagrozi to też Blue - chłopakowi, z którym Simon anonimowo wymienia maile.

  Simon z każdym dniem coraz trudniej radzi sobie z niemyśleniem o ukochanym Blue, którego tożsamość niestety wciąż pozostaje dla niego zagadką. W gronie przyjaciół Simona rodzą się liczne drobne spięcia, a chłopak musi zrobić wszystko, by poddając się szantażowi nie zepsuć czegoś zupełnie. Życie robi się coraz bardziej skomplikowane. Simon boi się, że nie tylko może zostać wypchnięty ze swojej strefy bezpieczeństwa, ale też może zepsuć związek na odległość z najcudowniejszym chłopakiem na świecie.

  Ze względu na to, że wszyscy mamy różne poglądy, nie każdemu podejdzie ta książka. W zasadzie, jak tylko pojawia się słowo ,,gej" lub ,,lesbijka", reakcje mogą być różne: czytam dalej, nie widzę tu nic dziwnego lub ,,ugh... ". Nie chcę się wypowiadać dłużej na ten temat, dlatego mówię krótko: nie odpowiada ci taki temat? Okej, nie czytaj.

  Ta książka nie jest niczym nowym - w zasadzie ma już tyle lat, że zdążył powstać film (dobry czy nie, nie wiem tego). Znalazłam ją w bibliotece. Już wcześniej chciałam sprawdzić, czy będzie mi się podobać, a teraz mogę śmiało stwierdzić, że to naprawdę świetna książka!

  Zacznijmy od Simona i jego życia. Chłopak ma ciekawą rodzinę, po szkole chodzi na kółko teatralne i żyje jak każdy nastolatek. Dla mnie najciekawsze było tutaj to, ile mogłam się dowiedzieć nowych rzeczy o amerykańskich szkołach. Zwykle fabuła książek, które czytam, ma ważniejsze rzeczy na głowie niż szkolne życie głównej bohaterki (zwykle są to u mnie dziewczyny). Co mogę zaś powiedzieć o samym Simonie? To postać z krwi i kości, zwykły chłopak pełen zalet, ale też wad. Jako zakochany nastolatek jest zagubiony, popełnia różne głupstwa i czasem podejmuje złe decyzje. To wszystko sprawia, że Simon jest bohaterem tak realistycznym, że ciężko uwierzyć, że nie żyje sobie gdzieś tam w Stanach i nie zajada oreo, słuchając muzyki.

  Tym, co pokochałam w tej książce, była relacja Simona i Blue. Nie umiem określić tego w inny sposób niż ,,urocza". Razem byli tak słodcy, że przy czytaniu warto mierzyć sobie cukier - może gwałtownie skoczyć. Towarzysząc Simonowi, nie można mu nie kibicować!

  Co jeszcze ,,Simon..." ma do zaoferowania? Humor, czyli to, co moja osoba kocha najbardziej po wątkach romantycznych. W połączeniu z lekkim, prostym stylem autorki książka tworzy cudowną całość!

  Książka porusza dużo ważnych tematów - i to jest jeden z najważniejszych powodów, by po nią sięgnąć. To opowieść o chłopaku, który dorasta. To historia o popełnianiu błędów i ich naprawianiu, o byciu sobą, o wychodzeniu ze swojej strefy bezpieczeństwa, o tolerancji, akceptacji samych siebie, przyjaźni i miłości. 

  ,,Simona oraz innych homo sapiens" mogę polecić w ciemno! Naprawdę zachęcam was, nawet jeśli jesteście sceptycznie nastawieni do takich tematów. A co do recenzji za tydzień - nie mam pojęcia, co to będzie, może ,,Lore", a może ,,Łza". Niestety szkoła nie pozwala zbyt dużo czytać i pisać recenzji na zapas. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                Miłego czytania

niedziela, 24 października 2021

Katarzyna Berenika Miszczuk ,,Szeptucha"

 


  Być może, gdyby Mieszko I przyjął chrzest, życie toczyłoby się jak na Zachodzie - w spokoju, bez bogów i demonów. 

  Gosława Brzózka, nowoczesna młoda kobieta, która nie wierzy w bogów, nie znosi przyrody, panicznie boi się chorób (i kleszczy), a na dodatek nigdy nie miała faceta, po ukończeniu medycyny jest zmuszona wyjechać na praktyki do szeptuchy. Rok pracy w świętokrzyskiej wsi Bieliny to z pewnością spełnienie marzeń ambitnej Gosi, która wcale nie chce leczyć w szpitalu, zamiast podtrzymywać zabobony i wciskać ludziom kit. Wcale.

  Pomimo licznych wpadek i niedorzecznych sytuacji, praktyki Gosi przebiegają spokojnie. Do czasu, gdy słowiańscy bogowie postanawiają przestać się cackać i napędzić jej stracha, by w końcu łaskawie w nich uwierzyła i przy okazji zrobiła coś dla nich. Nagroda? Przeżyje, o ile inny bóg jej nie zlikwiduje za sprzymierzenie się z innym bogiem. W dodatku Gosię niezwykle frustruje fakt, że Mieszko, który szkoli się na żercę i jest wręcz nieprzyzwoicie przystojny, jest absolutnie odporny na jej wdzięki (w stroju antykleszczowym) i flirty (w których bierze udział łopata) oraz że zachowuje się bardzo tajemniczo. Szkoda, że ta ostatnia rzecz nie jest spowodowana ratowaniem Gotham po godzinach w stroju Batmana. Wielka szkoda. 

  Prawdopodobnie książka nigdy by mnie do siebie nie przyciągnęła, gdyby nie polecenie ze Strefy Czytacza. Polskie imiona, Polska jako miejsce akcji... to przeważnie bardzo mnie odpycha. Kiedy znalazłam książkę w bibliotece, pomyślałam, że mogę spróbować. 

  W ,,Szeptusze" ukazana została Polska, która nigdy nie przyjęła chrztu. Mieszko I (interesujący bohater...) pokazał środkowy palec Czechom, Niemcom i wszystkim innym państwom, po czym wywalczył swojemu królestwu spokój od chrześcijaństwa. Czy takie coś mogłoby się wydarzyć? Chrzest Polski był ważny nie tylko ze względu na to, że źli Niemcy chcieli nam zrobić kuku za pogaństwo, ale również ze względu na to, że wraz z chrześcijaństwem dostawaliśmy: licencję na zabijanie jak James Bond, czyli inaczej pretekst do podbojów; wykształcone duchowieństwo, czyli kogoś, kto będzie tworzył te wszystkie ważne dokumenty, za które dziś przeklinamy urzędy; osiągnięcia kulturalne Zachodu itp. Pomyślałam, że warto o tym wspomnieć na wszelki wypadek. Czy wtrącanie się w historię świata i tworzenie nowej rzeczywistości jest wadą książki? Nie. Choć w mojej głowie coś zgrzytało, gdy przypominałam sobie wykute przyczyny przyjęcia chrztu, to nie wpłynęło to na mój odbiór książki jako całości.

  ,,Szeptucha" to książka o dwóch rzeczach: słowiańskich mitach i dziewczynie, która na zabój zakochała się w przystojnym macho. Perfecto połączenie (tu nie ma sarkazmu). W książce czuć klimat dawnych wierzeń, można sporo dowiedzieć się o demonach i bogach, w których wierzyli nasi przodkowie, a także o świętach i zwyczajach, które wówczas istniały. Jestem pewna, że kolejne tomy przynoszą tego wszystkiego jeszcze więcej. Wątek miłosny? Na pewno nie młodzieżówkowy, ale zdecydowanie mi się podobał. Zresztą największą zaletą był tutaj humor. Jestem przyzwyczajona do innego typu humoru, ponieważ większość czytanych przeze mnie książek ma zagranicznych autorów. Gosia zaś zadbała o liczne niedorzeczne, komiczne sytuacje. Ta dziewczyna naprawdę ma pecha, a jej hipochondria dodaje dodatkowego komizmu w wielu sytuacjach. 

  Minusem książki może być to, że właściwa fabuła zaczyna się dość późno. Tak naprawdę dopiero gdzieś w połowie książki dowiadujemy się, o co tak naprawdę będzie chodzić w serii ,,Kwiat Paproci". 

  Jestem mile zaskoczona ,,Szeptuchą" i bardzo chętnie przeczytam kolejne tomy, kiedy zostanie zrealizowana biblioteczka lista życzeń licealistów i nauczycieli (mam nadzieję, że się nie zapędziłam przy wypisywaniu tytułów...). 

  W przyszłym tygodniu opowiem wam o kolejnym nabytku bibliotecznym, czyli ,,Simon oraz inni homo sapiens", a później postaram się wrzucić recenzję ,,Lore" (czytanie cegieł w okresie nawału pracy szkolnej to samobójstwo). Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                       Miłego czytania

niedziela, 17 października 2021

Adam Faber ,,Raz wiedźmie śmierć"

 

  Trzynastoletni Sat właśnie przygotowuje się do swojej czarodzielnicy - rytuału, który będzie sprawdzianem jego umiejętności i dzięki któremu dowiedzie, że jest prawdziwym Biesem. Choć chłopak uważa, że jego moc nie jest tak silna, jak w przypadku reszty rodziny, wkrótce odkryje, że najwyraźniej się nie doceniał.

  Jego starsza siostra, buntownicza młoda wiedźma Draga, odkrywa, że jej znajoma ma bardziej niż podejrzanych rodziców, a przy okazji poznaje tajemniczego chłopaka z zamiłowaniem do okultyzmu, które ocieka w jej mniemaniu kiczem. Na dodatek niewidzialna siła próbuje zabić Dragę za pomocą zardzewiałych gwoździ. 

  Tymczasem ich babka Agrea wybiera się na ślub swojego ex-ex-męża. Nikt się nie spodziewał, że pan młody zostanie otruty podczas uroczystości. Podejrzenia wszystkich szybko padają na Agreę. 

  Wszystko staje na głowie, a dorosła część rodziny robi się bardzo niespokojna, gdy do żyjących Biesów powraca zmarła ciotka. Chwila... dlaczego ona tak właściwie nie leży już w tym grobie?

  Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź, a w niej nazwisko Adama Fabera, powiedziałam sobie, że muszę tę książkę mieć, bo jeśli napisał to Faber, to będzie dobre. ,,Raz wiedźmie śmierć" to pierwszy tom Sagi Rodziny Bies. Czy seria zapowiada się dobrze? Zapowiada się świetnie!

  Można się domyślić, że akcja książki dzieje się w uniwersum Jaaru i w tym momencie osoby, które nie czytały ,,Kronik Jaaru" mogą się zastanawiać, czy da się czytać bez znajomości tej serii. Rzadko to mówię, naprawdę rzadko, ale da się. Na początku ,,Raz wiedźmie śmierć" znajduje się specjalny słowniczek wiedźmich terminów (sama z niego skorzystałam, żeby zrozumieć, na czym polegają zwyczaje słowiańskich czarownic), a nawiązania do Kronik to tak naprawdę dwie, może trzy wzmianki o bohaterach tamtej serii, które są smaczkiem dla jej fanów.

  ,,Raz wiedźmie śmierć" już dzięki opisowi od wydawnictwa (jeśli mam być szczera, to wydawnictwom rzadko udają się opisy, więc brawo dla We need ya) można stwierdzić, że książka będzie humorystyczna. I naprawdę taka jest! Ale ma też inne cechy: magię, która wręcz wylewa się ze wszystkich stron; momenty, które trzymają w napięciu; chwile pełne powagi i bólu; sceny, które wprawią nas w osłupienie. Co mogę powiedzieć więcej prócz tego, że ta książka jest po prostu świetna? I w dodatku ma taką piękną rysunkową okładkę w twardej oprawie... Chociaż Sat jest na niej, moim zdaniem, strasznie wyrośnięty. 

  Wszystkim fanom magii, czarownic i oczywiście Jaaru polecam ,,Raz wiedźmie śmierć". A teraz ogłoszenia parafialne. Czy ja wiem, co będzie za tydzień? Strzelam, że ,,Szeptucha", jeśli zdążę ją przeczytać. Jeśli nie zdążę... będzie krucho, bo ,,Lore", którą również zaczęłam, jest niezłym klockiem. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                    Miłego czytania

niedziela, 10 października 2021

Maria Zdybska ,,Wyspa Mgieł" -

 


  Ellirianoi nie ma żadnych wspomnień z czasów przed dniem, gdy została wyłowiona z morza przez piracką załogę. Teraz przybrana córka kapitana jest już młodą dziewczyną, której widoki na powrót na Zieloną Harpię są nikłe. Pozostawiona pod opieką Meave, księżnej Ysborga, czuje się jak więzień. Trzymana w wieży, niedopuszczana do większości uroczystości, traktowana jak nieokrzesana dzikuska. Jej jedynym przyjacielem jest Cael - syn Meave. Chłopak nie wie jednak, że od dawna jest dla Lirr kimś więcej.

  Meave jest ciężko chora. Do zamku przybywa tajemniczy medyk, któremu Lirr nie jest w stanie do końca zaufać - w końcu wychowano ją, by nie dała się nabrać na sztuczki szarlatanów. Według Viorela, ów medyka, tylko woda poświęcona na Wyspie Mgieł, gdzie wstęp mają tylko kobiety, może ocalić księżną. Ze względu na Caela Lirr zgadza się wyruszyć na wyprawę. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że w czasie podróży odkryje coś więcej - więź łączącą ją z pewnym krukiem i cynicznym magiem.

  Wiecie, czasem czytanie oficjalnego opisu książki na jej tylnej okładce (bądź skrzydle) to błąd. Bo wiecie, wydawnictwom zdarza się, że podany przez nich opis zupełnie nie zachęci do czytania, że zupełnie nie oddaje ducha, klimatu i treści książki, lub też z treścią ma mało wspólnego. Opis ,,Wyspy Mgieł" to taki, który nie zachęciłby mnie w księgarni - książką zainteresowali mnie internauci, blogerzy, influencerzy. Mamy Ją i mamy Jego. Co ciekawe, On pojawia się bardzo późno, jest go bardzo mało i w ogóle, dlaczego wszystko zostało nakreślone jako zapowiedź wielkiej miłości, romansu między tą dwójką? Przecież fabuła skupia się na... ciężko tak do końca stwierdzić. Trochę tajemniczej przeszłości, trochę bogów, trochę historii pobocznych bohaterów, trochę wątków miłosnych (gdzie jeden istnieje tylko według Lirr, a drugi wyskakuje jak filip z konopi i nie ma sensu)... Może po kolei.

  Historia miała z pewnością ciekawy pomysł, jeśli chodzi o połączenie dusz, o kruczą magię. Niestety nie widać tego wszystkiego w pierwszej części, ten wątek zaczyna być rozwijany w chwili, gdy koniec jest tuż-tuż. Nie poczułam też zbyt silnej więzi z główną bohaterką, choć z pewnością była ciekawą postacią - z jednej strony pewna siebie, odważna i do bólu honorowa piratka, a z drugiej strony dziewczyna, która straciła głowę dla księcia. Tak naprawdę nie umiałam się bardziej polubić z żadnym bohaterem. 

  Wspominałam o wątkach miłosnych? Już do nich przechodzę. Choć opis funduje nam zapowiedź niezwykłej więzi i przeznaczenia, które łączy Ją i Jego (maga), to w rzeczywistości od początku głowę Lirr zajmuje ktoś inny - Cael. Ona jest jego przyjaciółką, cieszy się niezwykłą "sympatią" (czytaj: pogardą) jego matki i nie ma wysokiego pochodzenia. Utknęła w strefie przyjaźni i na dole drabiny społecznej. Co z tego mamy? Niemożliwą miłość, którą trzeba ukrywać. Caela nie polubiłam za bardzo, a do zakochanie Lirr nie podchodziłam zbyt serio - w końcu wiedziałam, że jeśli coś zgrzyta, to zaraz pojawi się przeciwnik księcia i dostaniemy trójkąt miłosny. Tyle że... ten przeciwnik pojawia się dopiero w połowie książki (a ma ona w przybliżeniu 470 stron), pojawia się sporadycznie, Lirr go nawet nie lubi, ma wobec niego jedynie dług życia, a tu nagle jak filip z konopi wyskakuje namiętny całus chwilę po śmierci kogoś ważnego... fajnie. Och, chyba dałam spoiler... Ale nie powiedziałam, kiedy to się stało! Choć możecie się domyślić, że to była sama końcówka. 

  Nie mówię, że książka była zła, ale nazwałabym ją średnim debiutem. Moim kolejnym zarzutem, czyli częścią recenzji, w której narzekam, było straszne rozwlekanie. Nie żartuję, gdy mówię, że książka mogłaby być znacznie krótsza. Pojawiało się zbyt dużo niepotrzebnych scen, zbyt dużo wątków... Wspominałam o tym, czego się spodziewałam po książce? Piratów. Tymczasem Lirr tylko tęskni za statkiem. A na dodatek z prologu na Zielonej Harpii nagle przeskakujemy na polowanie w lesie w Ysborgu, a ja nie mogę ogarnąć, co się stało. Wyjaśnienie przychodzi kilka rozdziałów później. 

  Kiedy tworzy się nowy świat, powstają nowe miasta, krainy itp. Czasem książka jest wyposażona w mapkę (np. ,,Droga do Wyraju", ,,Narodziny królowej"), a czasem nie. Tu zdecydowanie mi jej brakowało. 

  Znowu powtarzam: książka w gruncie rzeczy nie jest zła, jestem pewna, że drugi tom jest lepszy - problem w tym, że nie mam zupełnie ochoty na jego czytanie. Książka nużyła mnie, szła jak krew z nosa, nie mogłam się zmusić do czytania - nie spełniła moich oczekiwań i dość mocno mnie zawiodła. Gdy czytałam opinie innych, słyszałam, jak to ona wciąga od pierwszych stron i tak dalej. Ile ludzi, tyle opinii. Moja to takie 4/10. 

  Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, zachęcam was do zaobserwowania mojego konta na instagramie: jednorozec_czyta. Posty pojawiają się tam częściej, a recenzje są bardziej na bieżąco! A z ogłoszeń parafialnych: za tydzień opowiem wam prawdopodobnie o ,,Raz wiedźmie śmierć" (pierwszej części nowej serii Adama Fabera), a później o ,,Szeptusze". Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                  Miłego czytania

niedziela, 3 października 2021

SIR ARTHUR CONAN DOYLE ,,SHERLOCK HOLMES: STUDIUM W SZKARŁACIE"

 


 Książkę na język polski przełożyło wiele osób, w tym Tadeusz Event, Ewa Łozińska-Małkiewicz

  Z pewnością każdy z nas słyszał kiedyś o tym genialnym detektywie. Jego przygody były wielokrotnie ekranizowane, powstały serie książek, które działy się w świecie stworzonym przez Arthura Conan Doyle'a (Enola Holmes, Irene Adler itp.). A czy czytaliście kiedyś oryginał?

  Długo czekałam na okazję do przeczytania ,,Sherlocka Holmesa", aż w końcu znalazłam go w mojej bibliotece i powiedziałam sobie: okej, zróbmy to. Wzięłam więc część pierwszą (była jeszcze do wyboru siódma... zabawne, nie ma reszty), czyli ,,Studium w szkarłacie". Ale, ale - o czym opowiada tom pierwszy?

  Otóż doktor wojskowy John Watson został ranny w Afganistanie, skąd wraca do Londynu. Życie w tym wielkim mieście nie jest jednak tanie i żyjąc jedynie z tego, co daje ci rząd, nie da się tam wytrzymać długo. Doktor potrzebuje więc wynajmować mieszkanie ze współlokatorem. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności John Watson trafia na swojego dawnego znajomego, który z kolei zna innego człowieka, który szuka współlokatora - Sherlocka Holmesa. Jest to człowiek osobliwy, o niezwykłych zainteresowaniach i niesamowitej inteligencji. Choć nie wie on, że Ziemia krąży wokół Słońca, a może po prostu nie zamierza zawracać sobie tym głowy. Sherlock i Watson wynajmują mieszkanie na Baker Street 221B, a wkrótce doktor dowiaduje się, czym naprawdę zajmuje się jego nowy znajomy. Gdy policja potrzebuje rady w sprawie Amerykanina zamordowanego bez widocznych śladów w opuszczonym domu, w środku nocy, zwracają się oni do detektywa-doradcy. Tymczasem John Watson, człowiek, który przeżył Afganistan i przywykł do dużej dawki wrażeń, postanawia towarzyszyć Holmesowi. I tak zaczyna się ich historia...

  Widziałam liczne produkcje o Sherlocku, ale najbardziej lubię serial ,,Sherlock" - brytyjski, składający się z ponadgodzinnych odcinków, każdy o innej sprawie, bardzo mocno nawiązującym do książek, we współczesnym świecie, a na dodatek naprawdę humorystyczny w przerwach od śledztwa. Uwielbiam ten serial i dlatego... wiedziałam, kto był sprawcą. W serialu też to wiedziałam, ale to dlatego, że jestem podejrzliwa w stosunku do (SPOILER) taksówkarzy. Nie wiem, czemu.

  Jako że lubię czytać klasykę, nie przeszkadzał mi starszy styl. Jedyne, co mam do zarzucenia dziełu nieboszczyka, to nagły przeskok. Po ujęciu sprawcy nagle zmienia się otoczenie, zmieniają się bohaterowie... zostajemy rzuceni w nową rzeczywistość wiele lat wcześniej. Musiałam to na spokojnie przetrawić, żeby zrozumieć, że jest to geneza mordercy, jego początki, przyczyny żądzy zemsty. I ta historia... ona miała naprawdę dużo głębi. Tylko że morderca pojawia się w trzecim rozdziale w tej rzeczywistości i od początku poznajemy losy kogoś, kto stał się przyczyną jego przemiany. Chyba w miarę przejrzyście to tłumaczę.

  Naprawdę spodobał mi się Sherlock, ale nie mam pojęcia, kiedy przeczytam drugą chronologicznie książkę: ,,Znak czterech". Zastanawiam się, czy tak jak w serialu, będzie to w dniu ślubu Johna i Mary... Ale nie, to niemożliwe. Muszę spokojnie poukładać moje teorie spiskowe. Kiedy nadarzy się okazja, sięgnę po e-booka albo poszperam w bibliotekach. Tyle że mój stosik wstydu znowu urósł i prędko to on nie zmaleje. 

  Mam też dla was ciekawostkę! Wiedzieliście, że fani Sherlocka mogą zostać uznani za jeden z pierwszych na świecie fandomów? (fandom - społeczność fanów np. książki, filmu, serialu). Po uśmierceniu detektywa (autora znudził Sherlock) fani nosili czarne elementy ubioru na znak żałoby, aż w końcu Conan Doyle dał się przekonać na wskrzeszenie Sherlocka. 

  Co pojawi się za tydzień? Prawdopodobnie recenzja ,,Wyspy Mgieł". Niestety nie mam tyle czasu, by zdążyć przygotować recenzje na zapas, jak to zwykłam robić. Nie jestem więc w stanie stwierdzić, o czym będę mówić przy najbliższej okazji. To by było na tyle, do następnego tygodnia!

                                                                                                                           Miłego czytania

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"