Książkę na język polski przełożyła Dorota Radzimińska
A gdyby Śpiąca Królewna się nie obudziła?
Wszyscy znamy tę historię. Dawno, dawno temu Zła Czarownica przeklęła małą królewną, którą rodzice oddali na wychowanie wróżkom. Królewna żyła w lesie przez szesnaście lat, nieświadoma tego, kim jest. Pewnego dnia poznała księcia i zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Wtedy ciotki wyznały jej prawdę i bez słowa zabrały do zamku, gdzie zrozpaczona królewna została zwiedziona przez Złą Czarownicę i ukuła się wrzecionem, po czym zasnęła, a wraz z nią cały dwór. Jednak pocałunek prawdziwej miłości mógł zdjąć klątwę. Wróżki sprowadziły do zamku ukochanego królewny, który pokonał Złej Czarownicy zamienioną w smoka. Książę Filip całuje królewnę Aurorę, którą znał jako Różyczkę i... zasypia. Bo wiecie, życie to nie bajka, nic nie może być tak proste. W końcu: dlaczego królewna miałaby za nic dostać szczęśliwe zakończenie?
Aurora Różyczka uwięziona jest w koszmarze stworzonym przez Diabolinę, a wraz z nią w jej własnym umyśle tkwi cały uśpiony dwór. Skoro śpi, powinna się po prostu obudzić. Jak jednak ma się wybudzić z zaklętego snu, gdy wszystko jawi jej się prawdą? Gdy żyje w kontrolowanej przez Diabolinę nudnej rzeczywistości, nie pamiętając dawnego życia?
Królewna musi się obudzić, inaczej Diabolina wygra i wróci do życia. Potrzebuje pomocy wróżek, potrzebuje pomocy księcia... Czy jednak na pewno? Wszyscy w pewien sposób ją oszukiwali. W świecie ze snów, gdzie prawda miesza się z kłamstwem, Aurora Różyczka może tak naprawdę liczyć tylko na siebie - nawet jeśli bliscy Dziewczyny z Lasu będą obok niej. Czas ucieka, a królewna musi się spieszyć...
,,Dawno, dawno temu... we śnie" (które przez niemiłosiernie długą nazwę będę nazywać DDT) to pierwsza z serii Nie-Takich-Mrocznych-Baśni, którą ja przekornie postanowiłam czytać jako ostatnią. Chociaż jestem pewna, że wydadzą następne...
DDT jest oceniane dość słabo i w sumie się nie dziwię, jednak ja nie mam najgorszego zdania o tej książce. Wręcz przeciwnie! Była całkiem niezła. Być może jednak na moją opinię wpływa też fakt, że nie przepadam za ,,Śpiącą Królewną". Zresztą nie jest ona aż taka popularna, bo nie powstają na jej podstawie liczne retellingi i ekranizacje. Z drugiej strony... ta historia jest nudna. Chociaż gdybyście przeczytali, jak podobno wyglądała pierwotna wersja, to oczy wyszłyby wam z orbit. Jak zwykle się rozpisałam, a miałam mówić o książce. Aurora zawsze była jedną z czołowych miękkich klusek - ze Śnieżką i Kopciuszkiem tworzą miękkie trio lasek, które miały przerąbane w życiu, nienawidzono ich za urodę czy coś i nagle zjawia się królewicz, który je ratuje. Ja się teraz pytam: czego to ma nauczyć? Śpij, może w końcu pocałuje cię jakiś bogaty facet i się nad tobą zlituje? Bądź miła, gotuj i sprzątaj, a w końcu przyjedzie po ciebie książę z bajki, ale musisz być jeszcze do tego najpiękniejsza na Ziemi? Właśnie to jest rzecz, która podobała mi się w DDT - Aurora przyznaje się do bycia idiotką. Robi to dosłownie.
Wróćmy jednak do tego, że DDT oceniane jest słabo. Dlaczego? Wysoki Sądzie, oto Zarzut Numer 1. Wszystko się ciągnie. Bo... naprawdę się ciągnie. U Liz Braswell charakterystyczne jest to, że wszystko się ciągnie, podczas gdy mogłoby być znacznie krótsze. Ten czas spędzany jest na nic nierobieniu i przemyśleniach nad własną egzystencją. Zarzut właściwy, wszystko się ciągnie przez 1/3 książki. Zarzut numer 2. Uśmiercona miłość. Liz Braswell robi kolejną rzecz: zabija miłość, która pokona wszelkie przeszkody, a zamiast tego księżniczki znajdują swoją girl power i mówią, że niby księcia lubią, ale nie są pewne, czy go kochają. Osobiście nie mam nic przeciwko, bo to sprawia, że wszystko wreszcie ma sens. Nie ma Aurory, która zakochała się od pierwszego wejrzenia w pierwszym chłopaku, jakiego spotkała w życiu. Jest Aurora, która czuje się oszukana przez wszystkich bliskich, która sama nie wie, kim jest, która dojrzewa i która nie jest już tą samą osobą, co wcześniej, przez co jej miłość do Filipa wygasa i musi się dopiero rozpalić na nowo. Ale tym razem rozpalanie trwa dłużej. Podobnie było w ,,Świecie obok świata", gdzie Ariel również dojrzewa, a jej uczucie do Eryka znacznie przygasa i potrzebuje czasu, by znowu zapłonąć. Wiem, że to niszczy bajkową magię, ale moim zdaniem te historie są wreszcie naprawione. Zarzut numer 3. Aurora nic tylko narzeka, jak bardzo się nudzi, jak bardzo jest zmęczona, jak strasznie jest zagubiona. To... Trafna uwaga, bo faktycznie wciąż to robi. Z drugiej strony, zważając na jej życiorys (który dzięki książce nabiera głębi i sprawia, że życie Aurory tylko z pozoru było proste i przyjemne) to ma sens. Jest znudzona, bo tak układa jej się życie prawdziwe i wyśnione. Jest zmęczona... bo jest zmęczona, tego nie wyjaśnię. Po prostu wszystko ją przytłacza, dlatego jest zmęczona. Jest zagubiona, bo jak tu nie być zagubionym, gdy wszystko się pomieszało?
Moim zdaniem ,,Dawno, dawno temu... we śnie" było naprawdę w porządku historią, choć dłużącą się. Swoją drogą styl autorki według większości pozostawia wiele do życzenia i trochę się z tym zgadzam. Pamiętacie, że stworzyłam sobie osobisty ranking Mrocznych Baśni, które wcale nie są aż takie mroczne, bo oryginalnie nazywają się Twisted Tales, czyli zakręcone baśnie? To super. Przedstawia się on następująco: 1. Cierń klątwy 2. W świecie iluzji 3. Świat obok świata 4. Z dala od siebie 5. Dawno, dawno temu... we śnie 6. Potęga magii, czyli inaczej podróba ,,Zakazanego życzenia". To by było na tyle, a to, czy książkę warto przeczytać, pozostawiam wam do własnej oceny. Za tydzień opowiem wam o ,,Wyspie Mgieł" Marii Zdybskiej, a później? Tego sama jeszcze nie wiem, ale bardzo możliwe, że będzie to ,,Studium w Szkarłacie", czyli pierwszy tom z serii o Sherlocku Holmesie. Do następnego tygodnia!
Miłego czytania