sobota, 3 kwietnia 2021

JENNIFER DONNELLY ,,PRZYRODNIA SIOSTRA"

 


Książkę na język polski przełożyła Marta Faber 

  Isabelle już dawno straciła siebie. Jej serce było odcinane kawałek po kawałku, aż nie zostało niemal nic. Gorsety, ciężkie suknie, bale i bankiety, na które ciągnęła ją matka, by złowić dobrego męża dla córki. Choć był to raczej marny wysiłek - kto chciałby brzydką dziewczynę? 

  Gdy Isabelle może zostać przyszłą królową, jej matka jest w stanie zmusić córkę do wszystkiego. I choć dzięki odcięciu palców jej stopa mieści się w szklanym pantofelku, prawda wychodzi na jaw. Isabelle nie była tajemniczą dziewczyną na balu - była jej złą, brzydką siostrą przyrodnią. 

  Kiedy Ella odjeżdża z księciem, Isabelle, jej siostra i matka zostają same z długami w malutkiej wsi, gardzącej brzydkimi przyrodnimi siostrami, które dręczyły ich przyszłą królową. Jednak to właśnie niepasujący pantofelek otwiera nową ścieżkę Isabelle. Jej los niekoniecznie musi być przesądzony. Nie musi podążać za ścieżką Przeznaczenia, jeśli odważy się skorzystać z Szansy. Jeżeli ktoś może odmienić los Isabelle i odzyskać zagubione kawałki jej serca, to tylko ona sama.

  Po poprzednim retellingu baśni, którym była ,,Pod taflą", trochę obawiałam się, że zawiodę się na tej książce. Moje wrażenia są jednak zupełnie inne! ,,Przyrodnią siostrę" znalazłam na grupie na Facebooku (Fantastyka na luzie), kiedy była ona jeszcze zapowiadana. Już sam opis wystarczył, by mnie zainteresować i zachęcić, a późniejsze pozytywne opinie postawiły sprawę jasno. Mimo to miałam obawy, bo zdanie innych nie zawsze musi się pokrywać z naszym. Niepotrzebnie się bałam, bo książka była świetna!

  ,,Przyrodnia siostra" to historia, której główną bohaterką jest Isabelle - przyrodnia siostra Elli-Kopciuszka i młodsza siostra Octavii-Tavi. Książka zaczyna się w nie do końca oczywisty sposób, bo w zamku/rezydencji sióstr Przeznaczenia. Choć cały świat ,,Przyrodniej siostry" opiera się o nasz, prawdziwy świat, to w XVIII-wiecznej Francji natykamy się na baśniową królową, Przeznaczenie i Szansę, którzy próbują wpłynąć na los Isabelle. Wszystkie te fantastyczne postacie były ciekawe. Baśniowa Królowa, której imienia nawet nie chce mi się teraz przytaczać, bo jest dość skomplikowane, to odpowiednik baśniowej dobrej wróżki. Na całe szczęście kompletnie jej nie przypomina! Nie była to dobrotliwa babulinka, nie była to piękna, zakręcona czarodziejka, a leśna królowa, której postać bywa dość... niepokojąca. Nie była ona zbyt miło, a często wręcz przeciwnie. Przeznaczenie była wyrachowaną, starą wiedźmą, której nie zależy na ludziach i lubi obserwować ich cierpienie. Ale najbardziej z tej trójki polubiłam Szansę. Jego postać jest nie tylko ciekawa, a po prostu taka, którą się wręcz od razu lubi. To właściwie dzięki niemu rozpoczyna się ta opowieść. Gdyby nie popchnął trochę naszej głównej bohaterki, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej!

  Właśnie, główna bohaterka. Isabelle reprezentuje siłę i odwagę. To postać impulsywna, ale w dobry sposób. Polubiłam ją, podobnie jak jej siostrę, Tavi, która kocha matematykę, jest sarkastyczna i złośliwa. Ich wady zupełnie mi nie przeszkadzały, bo po prostu były fajnymi (niezwykle profesjonalne określenie) postaciami. Ella, nasz Kopciuszek, który niemal zawsze ma na imię ,,Ella", tym razem nie była główną bohaterką tej baśni (a raczej jej kontynuacji) i pojawiła się tylko w dwóch miejscach - na początku i na końcu. Miała reprezentować wszystko to, czym Isabelle nie umiała być i czego mężczyźni w tych czasach oczekiwali od kobiet - była miłą, uczynną, dobrą i piękną dziewczyną. I faktycznie, była taka. Ale i Ella miała swoje przewinienia. Co nie zmienia faktu, że nie była ona zbyt... ciekawa. Kopciuszek bez sarkazmu bądź innej wyrazistej cechy niemal zawsze jest po prostu nudny. Miła, dobra i piękna. To już się przejadło. Podobnie jak śliczna, głupiutka i milutka Śnieżka (chociaż nie mam nic do Winter z Sagi księżycowej). 

  W książce pojawiły się też nowe i dość istotne postaci, ale nie powinnam o nich wspominać, chcąc uniknąć spoilerów. Po prostu powiem, że też je polubiłam, a zwłaszcza jedną z nich.

  Jedną z rzeczy, które pokazuje książka, to.... kobieca siła. Nic nowego. Poprzednim razem, przy ,,Pod taflą", ta ,,girl power" została zaprezentowana w koszmarny, bezsensowny sposób. ,,Przyrodnia siostra" rozgrywa się w nieco magicznym XVIII w., gdzie rola kobiet wciąż ogranicza się do domu, sprzątania, opieki nad dziećmi, szycia, gotowania, a mimo wszystko jeszcze ładnego wyglądania i uśmiechania się na balach. Taka jest prawda historyczna, kobiety praktycznie nie istniały. Isabelle jednak jest dziewczyną, która nigdy nie chciała takiego życia. Ona chciała galopowania na koniu, rozpraw o wielkich dowódcach wojskowych i pojedynków na miecze. Odwaga, jaką wykazywała się w książce, to jest jej siła, a także przemiana, jaką przeszła, odzyskując siebie.

  Książka bardzo mi się podobała i to już od samego prologu. Czytało się ją lekko i szybko. Swoją drogą, rozdziały były wręcz potwornie krótkie. Jeden rozdział potrafił mieć tylko jedną stronę, a nawet mniej. Istnieje coś takiego jak ,,skip time", czy coś w tym stylu, z czego autorka korzystać nie zamierzała. Przynajmniej mniej niebezpieczne było ,,jeszcze jeden rozdział i idę spać". Czasem mogło się mimo wszystko też zdawać, że wszystko stoi w miejscu. Cóż, tak jakby stało w miejscu, bo nie ruszaliśmy się z wsi. Bohaterowie nie musieli ruszać na przygodę pełną niebezpieczeństw, bo wszystko przyszło do nich. 

  Podsumowując: jestem bardzo zadowolona. Poziomem retellingowym (wiem, że nie ma takiego słowa, ale właśnie je wymyśliłam) ,,Przyrodnia siostra" dorównywała ,,Zakazanemu życzeniu" i ,,Bez serca", które również były jedno-tomówkami, i których bohaterkami również nie były pierwotne bohaterki (bohaterowie) baśni. Zamiast Kopciuszka była jej przyrodnia siostra. Zamiast Aladyna był dżin/dżinka. Zamiast Alicji była Królowa Kier. Z jakiegoś powodu czuję wspólny klimat w tych książkach, choć nie do końca rozumiem, skąd to się bierze. Polecam Wam nie tylko ,,Przyrodnią siostrę", ale też pozostałe retellingi, o których wspominałam!

   Za tydzień zrecenzuję ,,Księżniczkę Incognito", czyli pierwszą część Kronik Rosewood. Liczyłam, że ta książka będzie miała jedną część... potem, że tylko dwie... są już trzy i raczej na tym się nie skończy. A miałam nie zaczynać wciąż nowych serii... niech to. Ale za dwa tygodnie nastąpi zmiana klimatu z księżniczkowo-baśniowego na wojenny, bo oto przed Wami stanie ,,Wojna, którą w końcu wygrałam", czyli druga część ,,Wojny, która ocaliła mi życia", która też miała się skończyć na jednej książce... Życie czasem okrutnie z nas kpi, ale nie można z tak błahego powodu odmawiać sobie czytania kolejnych tomów! Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                  Miłego czytania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"