niedziela, 20 września 2020

BUDGE WILSON ,,DROGA DO ZIELONEGO WZGÓRZA''

 


Książkę na język polski przełożyła Agnieszka Kuc 

Gdy mała Ania Shirley przychodzi na świat, jej rodzice, dwoje nauczycieli, nie mogą niestety zbyt długo nacieszyć się dzieckiem. Trzy miesiące po narodzinach dziewczynki, Berty i Walter umierają. Wówczas do swojego domu zabiera ją pani Thomas, która przez kilka miesięcy zdążyła zżyć się z rodziną Shirley, pracując jako pomoc domowa. Jednak życie Ani nie stało się przez to proste, ani wesołe. W rodzinie zaczyna pojawiać się coraz więcej dzieci, pan Thomas przez swoje pijaństwo nie może utrzymać pracy na zbyt długo, a mała Ania bardzo szybko zostaje wykorzystana jako darmowa służąca i opiekunka do dzieci. 

Ciężka praca, opieka nad dziećmi i przykre doświadczenia. Ania przez lata przeżyła mnóstwo bolesnych i smutnych chwil, nim trafiła na Zielone Wzgórze. Jednak nawet w najgłębszym mroku tych chwil istniały radośnie mrugające promyki światła. Świat marzeń i cudowni ludzie sprawili, że życie Ani nie było jedynie otchłanią rozpaczy.

Co widziała i kogo znała, nim trafiła na Zielone Wzgórze?

Tydzień temu również recenzowałam prequel ,,Ani z Zielonego Wzgórza'', jednak opowiadał on o Maryli. Teraz pora na opowieść o tytułowej bohaterce serii Lucy Maud Montgomery. Tu również miałam swoje zastrzeżenia, ale inne, niż przy ,,Maryli z Zielonego Wzgórza''. Po pierwsze... Nie wiem czemu, ale czytając, zdawało mi się, że natrafiam na mnóstwo błędów. Nie wiem dlaczego. Interpunkcyjne i pisownia w niektórych miejscach były moim zdaniem złe, ale może się mylę. Jeśli chodzi o historię... Cóż, pierwszym co zauważyłam, były początkowo bardzo krótkie rozdziały, co z jakiegoś powodu mnie drażniło. 

Wiadomo, że nikt nie będzie pisał stylem sprzed stu lat, jednak styl pisania Sarah McCoy znacznie bardziej oddawał klimat książek Montgomery. Charakter Ani nie był moim zdaniem zły, ale... brakowało mi jej roztargnienia i wpadek, które przecież zdarzały się co chwilę. Życiorys również z jakiegoś powodu trochę gryzł mi się z oryginałem. Nie chodzi tu o bieg wydarzeń, a o... wydarzenia? Ania miała po prostu wiecznie nieszczęśliwe życie, ale u Wilson na co drugim kroku spotykała przyjaciół i cudownych ludzi. Jedna osoba, może dwie byłyby w porządku, bo każdy potrzebuje trochę szczęścia, ale tak wielu? Nie pamiętam aż tak dobrze wszystkiego, co pojawiło się w książkach Montgomery, ale państwo Thomas zdecydowanie byli... za mili? Może i czasem krzyczeli, ale to chyba nie to.

Z dwóch prequeli nie wiem, który był lepszy. Z początku myślałam, że ,,Droga do Zielonego Wzgórza'' jest lepsza, ale teraz zastanawiam się, czy nie lepiej mi się czytało Marylę. Obie autorki pisały w znacznie inny sposób. Sarah McCoy zdecydowanie lepiej oddawała klimat i wszystko było znacznie bardziej logiczne i zadbane w kwestii szczegółów. I Budge Wilson... Cóż, było zbyt kolorowo i czasami nielogicznie. 

Chyba marudzę za bardzo, ale po prostu liczyłam, że te książki spodobają mi się bardziej. Może lepiej było przeczytać e-booki, ale zanim bym to zrobiła, minęłoby kilka lat. Nie znoszę e-booków. Za tydzień nie pojawi się ani ,,Zaczytana i bestia'', ani ,,Scarlet'' ani dodatki do Magnusa Chase'a... Wszystko się przeciąga i znowu nie dam recenzji książki zaraz po premierze, tylko na długo po niej. Ale co poradzić? Gdy nie było mnie w domu, wolałam przeczytać coś, co bez problemu będę mogła w razie potrzeby przerwać. Za tydzień więc opowiem co nieco o ,,Ronji, córce zbójnika''.

A ,,Droga do Zielonego Wzgórza''... Cóż, nie waliłam się w głowę przy czytaniu, nie było najgorzej na świecie. Do książek, które spaliłabym na stosie, jeszcze jej daleko. Ale jeśli ktoś nie ma takich wymagań, jak ja, to zapewne książka się spodoba.

                                                                                                                           Miłego czytania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"