niedziela, 27 września 2020

ASTRID LINDGREN ,,RONJA, CÓRKA ZBÓJNIKA''

 


Książkę na język polski przełożyła Anna Węgleńska 

Gdy pewnej burzliwej nocy hersztowi bandy rodzi się córka, w Zamku Mattisa zapanowuje wielka, dzika radość. Z biegiem lat mała Ronja wyrasta na odważną i kochającą dziewczynkę. Pewnego dnia, zwiedzając opuszczone zakamarki zamku, poznaje Birka, którego nie powinno tam być. Ów chłopiec okazuje się synem zaciekłego wroga ojca Ronji, więc tym samym wroga dziewczynki. Jednak konflikty rodziców nie mogą mieć całkowitego wpływu na życie dzieci. Pomimo uprzedzeń, Birk i Ronja zaprzyjaźniają się, stając się dla siebie bratem i siostrą. Przyjaźń potrafi być silniejsza niż wszystko inne, ale pogodzenie dwóch hersztów jest niemożliwe.

Nie od dziś wiadomo, że pomimo wieku wciąż lubię książki dla dzieci, a przynajmniej część. Należą do nich między innymi dzieła Astrid Lindgren. ''Pippi Pończoszanka'', którą czytała mi mama, ale chyba nigdy nie skończyła, ''Dzieci z Bullerbyn'' i ''Bracia Lwie Serce'', które czytałam sama. Opowieść o Ronji dołączyła do tego zbioru, gdy zobaczyłam przedstawienie w teatrze Pinokio w Łodzi, jakiś rok temu. A może pół? Straciłam poczucie czasu. W każdym razie przedstawienie podobało się mi i całej rodzinie, a sama chętnie zobaczyłabym je jeszcze raz. Było ono naprawdę zgodne z książką, do której już przechodzę. 

Wątek skłóconych rodzin i pojednania się z pomocą miłości dwóch jej członków było już wykorzystywane wiele razy. Przykładem może być ''Romeo i Julia'', czy też ''Zemsta'' albo opowieść o Piriamie i Tyzbe, która pojawiła się w ''Śnie nocy letniej''. Ale przecież tu są dzieci i to nie jest opowieść romantyczna z jakąś śmiercią po drodze. Nie, chwila... Dobrze, w każdym razie: nie wiem, jak to wszystko opisać. Cała książka opowiada o miłości. Nie tylko braterskiej Ronji i Birka, ale też tej Mattisa do córki. Rety, naprawdę nie umiem opowiadać o czymś, co właściwie jest bardzo proste. 

Dobra, koniec tego masła maślanego. Ja po prostu chcę powiedzieć, że ta książka bardzo mi się podobała. Podobnie jak świat, który autorka wykreowała wokół. Bo leśne stwory, które nie istnieją w rzeczywistości, dodawały opowieści jej własnej magii. I po prostu polecam, podobnie jak wybranie się na przedstawienie, które bawiło całą salę. Teraz wychodzę, a za tydzień wreszcie pojawi się ''Zaczytana i bestia''.

                                                                                                                                        Miłego czytania

niedziela, 20 września 2020

BUDGE WILSON ,,DROGA DO ZIELONEGO WZGÓRZA''

 


Książkę na język polski przełożyła Agnieszka Kuc 

Gdy mała Ania Shirley przychodzi na świat, jej rodzice, dwoje nauczycieli, nie mogą niestety zbyt długo nacieszyć się dzieckiem. Trzy miesiące po narodzinach dziewczynki, Berty i Walter umierają. Wówczas do swojego domu zabiera ją pani Thomas, która przez kilka miesięcy zdążyła zżyć się z rodziną Shirley, pracując jako pomoc domowa. Jednak życie Ani nie stało się przez to proste, ani wesołe. W rodzinie zaczyna pojawiać się coraz więcej dzieci, pan Thomas przez swoje pijaństwo nie może utrzymać pracy na zbyt długo, a mała Ania bardzo szybko zostaje wykorzystana jako darmowa służąca i opiekunka do dzieci. 

Ciężka praca, opieka nad dziećmi i przykre doświadczenia. Ania przez lata przeżyła mnóstwo bolesnych i smutnych chwil, nim trafiła na Zielone Wzgórze. Jednak nawet w najgłębszym mroku tych chwil istniały radośnie mrugające promyki światła. Świat marzeń i cudowni ludzie sprawili, że życie Ani nie było jedynie otchłanią rozpaczy.

Co widziała i kogo znała, nim trafiła na Zielone Wzgórze?

Tydzień temu również recenzowałam prequel ,,Ani z Zielonego Wzgórza'', jednak opowiadał on o Maryli. Teraz pora na opowieść o tytułowej bohaterce serii Lucy Maud Montgomery. Tu również miałam swoje zastrzeżenia, ale inne, niż przy ,,Maryli z Zielonego Wzgórza''. Po pierwsze... Nie wiem czemu, ale czytając, zdawało mi się, że natrafiam na mnóstwo błędów. Nie wiem dlaczego. Interpunkcyjne i pisownia w niektórych miejscach były moim zdaniem złe, ale może się mylę. Jeśli chodzi o historię... Cóż, pierwszym co zauważyłam, były początkowo bardzo krótkie rozdziały, co z jakiegoś powodu mnie drażniło. 

Wiadomo, że nikt nie będzie pisał stylem sprzed stu lat, jednak styl pisania Sarah McCoy znacznie bardziej oddawał klimat książek Montgomery. Charakter Ani nie był moim zdaniem zły, ale... brakowało mi jej roztargnienia i wpadek, które przecież zdarzały się co chwilę. Życiorys również z jakiegoś powodu trochę gryzł mi się z oryginałem. Nie chodzi tu o bieg wydarzeń, a o... wydarzenia? Ania miała po prostu wiecznie nieszczęśliwe życie, ale u Wilson na co drugim kroku spotykała przyjaciół i cudownych ludzi. Jedna osoba, może dwie byłyby w porządku, bo każdy potrzebuje trochę szczęścia, ale tak wielu? Nie pamiętam aż tak dobrze wszystkiego, co pojawiło się w książkach Montgomery, ale państwo Thomas zdecydowanie byli... za mili? Może i czasem krzyczeli, ale to chyba nie to.

Z dwóch prequeli nie wiem, który był lepszy. Z początku myślałam, że ,,Droga do Zielonego Wzgórza'' jest lepsza, ale teraz zastanawiam się, czy nie lepiej mi się czytało Marylę. Obie autorki pisały w znacznie inny sposób. Sarah McCoy zdecydowanie lepiej oddawała klimat i wszystko było znacznie bardziej logiczne i zadbane w kwestii szczegółów. I Budge Wilson... Cóż, było zbyt kolorowo i czasami nielogicznie. 

Chyba marudzę za bardzo, ale po prostu liczyłam, że te książki spodobają mi się bardziej. Może lepiej było przeczytać e-booki, ale zanim bym to zrobiła, minęłoby kilka lat. Nie znoszę e-booków. Za tydzień nie pojawi się ani ,,Zaczytana i bestia'', ani ,,Scarlet'' ani dodatki do Magnusa Chase'a... Wszystko się przeciąga i znowu nie dam recenzji książki zaraz po premierze, tylko na długo po niej. Ale co poradzić? Gdy nie było mnie w domu, wolałam przeczytać coś, co bez problemu będę mogła w razie potrzeby przerwać. Za tydzień więc opowiem co nieco o ,,Ronji, córce zbójnika''.

A ,,Droga do Zielonego Wzgórza''... Cóż, nie waliłam się w głowę przy czytaniu, nie było najgorzej na świecie. Do książek, które spaliłabym na stosie, jeszcze jej daleko. Ale jeśli ktoś nie ma takich wymagań, jak ja, to zapewne książka się spodoba.

                                                                                                                           Miłego czytania

niedziela, 13 września 2020

SARAH MCCOY ,,MARYLA Z ZIELONEGO WZGÓRZA''

 


Książkę na język polski przełożyła Hanna Kulczycka-Tonderska 

Trzynaście - według przesądów jest liczbą pechową i może nie bez powodu. 

Mając zaledwie trzynaście lat w życiu Maryli Cuthbert zachodzi wiele zmian. Całą ich dobrą część przysłania jedno wydarzenie. Choć Maryla przeżyła szczęśliwe chwile, poznając nową przyjaciółkę, Małgorzatę, swoją ciotkę, świat poza Avonlea i przeżywając pierwsze zauroczenie, śmierć matki sprawia, że życie wali jej się na głowę. Maryla musi wziąć na swoje barki odpowiedzialność za dom, ojca i brata, tym samym szybko dorastając. Jednak z wiekiem przychodzi pora, by przestać żyć przeszłością i zacząć przyszłością. Życie jeszcze nieraz zaskoczy Marylę, zmieni ją i ukształtuje. Bo nim Ania trafiła na Zielone Wzgórze, dorastał tam ktoś inny.  

Moje plany były takie, że wcześniej przeczytam ,,Zaczytaną i bestię'', ale ponieważ paczka szła dłużej niż Maryla, zaczęłam ją, bo w końcu zamierzam wkrótce zacząć ponownie ,,Anię z Zielonego Wzgórza''. Miałam to zrobić w wakacje, ale za szybko się skończyły...

Muszę powiedzieć, że... mam mieszane uczucia. Nie zachwyciła mnie ta książka, choć nie była ona najgorsza. Autorka się starała, co napisała też pod koniec książki, ale chyba to nie wystarczyło. Książka jest podzielona na trzy części: Maryla z Zielonego Wzgórza, Maryla z Avonlea i Wymarzony dom Maryli. Jest to odniesienie do tytułów tych chyba najważniejszych części serii o Ani. Na początku zdziwiło mnie, że Maryla ma trzynaście lat, bo dobrze pamiętałam, że opis mówił co innego, spodziewałam się więc nastolatki. Choć liczyłam, że charakter Maryli zmieni się na taki, jaki znamy, w kolejnych etapach życia (nastoletni-młody dorosły i dorosły), to tak się nie do końca stało. Zachowania Maryli, jej poglądy... to wszystko mi jakoś do niej nie pasowało. Nagle stawała się przywódcą i wzorem dla ludzi, przewodziła akcjom charytatywnym, pomagała sierotom... A potem sama miała uprzedzenia przed opieką nad jedną z nich. Nie tylko charakter Maryli nie zgadzał mi się z tym, co pokazała nam Montgomery. Małgorzata, Mateusz... Coś mi się nie zgadzało. Przez całą książkę miałam też wrażenie, że wszystkie niekanoniczne nazwiska są strasznie powszechne, co też mi nie do końca pasowało do klimatu Avonlea. W innym miejscu może byłoby inaczej, ale tam? Nie wiem, skąd te moje uwagi, ale nic na nie nie poradzę.

Polityka i historia. Maryla dorastała w takich czasach, w których dużo się działo. Ale miałam wrażenie, że książka zbyt często skupiała się na walce z niewolnictwem, na polityce i poglądach z nią związanych. O ile się nie mylę, Sarah McCoy pisze książki z działu fikcji historycznej, więc może chciała umieścić w książce to, o czym lubi pisać. 

Całokształt nie był moim zdaniem zły, ale książka mnie nie porwała i widziałam dużo bardzo podobnych opinii. Zaznaczam, że to jest moje zdanie i nie trzeba się z nim zgadzać. Każdy może odnieść inne wrażenie. Być może dla fanów Ani prequel o jej opiekunce będzie czymś, co będą uwielbiać. 

Nie mówię ''nie polecam'', po prostu książka do mnie nie trafiła. Za tydzień pojawi się recenzja innego prequelu, innej autorki, tym razem o dziejach Ani Shirley. A tymczasem się żegnam i do następnego tygodnia!

                                                                                                                               Miłego czytania





niedziela, 6 września 2020

ELIZABETH LIM ,,W ŚWIECIE ILUZJI. MROCZNA BAŚŃ''

 

Książkę na język polski przełożyła Dorota Radzimińska 

Co by było, gdyby Mulan musiała udać się do Zaświatów?

Podczas bitwy z Hunami, która może ocalić lub zaprzepaścić los Chin, Mulan wywołuje lawinę, tak jak być powinno. Jednak to nie ona zostaje ranna, podczas starcia z wrogiem. To jej dowódca przyjmuje na siebie cios, osłaniając ją. Dla Shanga otrzymana rana prawdopodobnie będzie śmiertelna, przez co chłopak umrze. Jest jednak nadzieja. Duch ojca kapitana daje Mulan szansę, by ocaliła Shanga. Razem ze strażnikiem rodziny Li, odbywa ona podróż do Zaświatów, by sprowadzić ducha swojego dowódcy z powrotem do jego konającego ciała. Ale przecież, gdyby ratowanie zmarłych było takie proste, to nikt by nie umierał, prawda? Układ z władcą Zaświatów jest jasny: jeśli Ping, o którym nikt nie słyszał, i kapitan Li nie wydostaną się na zewnątrz przed wschodem słońca, oboje zostaną uwięzieni w Diyu na zawsze. Mulan będzie musiała nie tylko wykazać się odwagą, by stawić czoła niebezpieczeństwu, ale też, by wyznać prawdę Shangowi. A także, by dowiedzieć się, kim naprawdę jest ta osoba pod drugiej stronie lustra.

Zacznę od zabawnej historii, która w owym momencie mnie zdenerwowała. Byłam w księgarni, kupiłam książkę, więc wszystko cacy. W końcu zaczęłam ją czytać. I zgadnijcie, co się stało? Otóż dopiero w połowie rozdziału dwudziestego zorientowałam się, że coś jest nie tak. Mowa była o zdarzeniu, którego nie było. I dopiero wtedy zorientowałam się, że zabrakło kilku rozdziałów. Ale po reklamacji okazało się, że na szczęście to tylko pojedynczy egzemplarz i dostałam drugą książkę. Śmieszne, ale wtedy byłam zła, bo nie mogłam skończyć. A tak się wkręciłam...

Dobrze, ale zacznijmy o samej książce. Jest to przedstawienie alternatywnego biegu wydarzeń, w którym nie zwycięża bajkowy złoczyńca, ale następuje nagła zamiana ról. Shang przyjmuje na siebie cios, który w bajce otrzymała Mulan, co doprowadziło do ujawnienia jej sekretu. I choć mogły być setki innych alternatywnych wydarzeń, takich jak to, że Mulan nie została bohaterką, bo nie uratowała cesarza, bo na przykład nikt jej już nie zaufał albo nie wiedziała nic o żyjących Hunach, to autorka wybrała taką opcję. Nie przeszkadza mi to, naprawdę. Ta książka naprawdę bardzo mi się podobała i w moim rankingu mrocznych baśni zajmuje ona teraz pierwsze miejsce. ''Świat obok świata'' spadł na drugie. Może jest to spowodowane tym, że kocham Mulan. Za historię, za muzykę, za postacie, za humor, za wszystko. A przynajmniej animację. To był też główny powód, dla którego czekałam na premierę ''W świecie iluzji''. Przez całą książkę głównie towarzyszą nam właśnie Mulan, Shang i strażnik jego rodziny, którego charakter trochę przypomina Mushu. Niestety smok nie dostał tutaj wielkiej roli, ponieważ nie brał udziału w przygodzie. W książce możemy lepiej niż w filmie zobaczyć, jak wyglądała przyjaźń, a potem zakochanie się w sobie Shanga i Mulan. Podczas wędrówki przez poziomy świata Diyu zbliżają się do siebie, poznają. Na światło dzienne (chociaż nie mają w Zaświatach słońca) wychodzi również sekret Mulan. Nie jest to jednak aż tak dramatyczne, co nie zmienia faktu, że kapitan czuje się zdradzony i wściekły. To wydarzenie prawdopodobnie sprawi, że ratowanie cesarza w przyszłości pójdzie sprawniej niż w bajce. 

W książce również mamy wgląd na wewnętrzne rozterki Mulan. Widzimy, jak powoli próbuje zrozumieć, kim tak naprawdę jest. Ja jestem bardzo, bardzo zadowolona z tej mrocznej baśni i mogę ją polecić wszystkim, którzy lubią Mulan. 

Ja już się będę żegnać. Nie jestem pewna, czego recenzja pojawi się za tydzień. Może będzie to ''Scarlet'', może ''Maryla z Zielonego Wzgórza'', a może ''Zaczytana i Bestia''? Albo jeszcze inaczej! Któryś z dodatków do Magnusa Chase'a! Wszystko jest możliwe. W każdym razie napiszę ponownie za tydzień!

                                                                                                                                        Miłego czytania

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"