Książkę na język polski przełożyła Małgorzata Kaczarowska
Jako dama lady Hollis nie tylko praktycznie mieszka w zamku, ale też była w stanie zawrócić królowi Jamesonowi w głowie. Uroda i dowcipność zaskarbiły jej dłuższą uwagę władcy, niż tą, którą kiedykolwiek miały inne panny.
Bycie królową to zaszczyt. W Koroani wiele z nich zyskało sławę i podziw swoich poddanych i wielu następnych pokoleń. Hollis też chciałaby zapisać się na kartach historii i zostać żoną Jamesona, przy którym wie, że będzie czuć się dobrze.
Pewnego dnia jednak do zamku przybywają wysoko urodzeni uchodźcy. Z jakiegoś powodu najstarszy syn małżeństwa Eastoffów szczególnie ciekawi młodą Hollis. Jednak im dalej w las tym ciemniej, a relacja jej i Silasa zaczyna wykraczać poza zwykłą znajomość. Dziewczyna wie, że musi zdusić w sobie to uczucie. Zwłaszcza, że król zamierza jej się w najbliższych dniach oświadczyć, a Hollis musi zając się godnym przyjęciem izoltańskich władców.
Naprawdę cieszyłam się i wyczekiwałam premiery tej książki, ponieważ lubię styl Kiery i jej dotychczasowe książki, a nawet bardzo! Jednak na ,,Narzeczonej'' bardzo się zawiodłam. Od czego by tu zacząć... Od początku szła mi jak krew z nosa. Czy to ten oficjalny, średniowiecznie-brzmiący język? Może, jednak przykładowo ,,Narodziny królowej'' miały (z tego co pamiętam) ten sam styl tekstu. Tu było to jednak dość dziwne, bo wszystko opisywane było w pierwszej osobie. Postacie chyba były tworzone na szybko, na kolanie, bo po prostu żadna nie miała w sobie tego czegoś. Wszystkie były bez wyrazu, nie cechowały się niczym specjalnym i nie polubiłam nikogo w tej książce. Po prostu nie miał charakteru. Akcja toczyła się wolno, jak tir w korku na autostradzie. Dopiero gdzieś za połową mieliśmy wątek, o który przecież w tej książce chodziło, ale ja już tak przysypiałam przy czytaniu, że przegapiłam moment, kiedy Hollis i Silas się pocałowali. Dopiero na następnej stronie zauważyłam wzmiankę o tym i zaczęłam się zastanawiać, czy coś mnie ominęło. Właśnie, Hollis i Silas. Niby uroczo, ale miałam wrażenie, że ich uczucie było takie trochę... znikąd?
Świat jednak się udał, bo miał swój potencjał. Jednak ładne otoczenie (i okładka) nie zastąpią postaci i wątków. Czyli jednym słowem nudziłam się, a Jameson i Delia Grace mnie irytowali... Chwila! Wiem, jakie postacie były nie najgorsze! Niepozytywni rodzice Hollis! Brawa dla was, otrzymujecie ode mnie statuetkę najlepszej postaci tej książki! Na spółkę rzecz jasna.
Jedyny moment, który mnie zaskoczył, miał miejsce w dosłownie ostatnich rozdziałach. I wtedy wreszcie poczułam jakieś emocje, ale był to...smutek.
W całej książce zauważyłam wiele podobieństw do różnych książek, które swoją drogą bardzo lubię, uwielbiam i tak dalej. ,, Syrena '' również Kiery Cass. Mam wrażenie, że autorka skorzystała z jej wzoru historii i trochę go przerobiła, ale niestety ściąganie nie zawsze daje dobre efekty. ,, Bez serca '' Merissy Meyer. Historia jest pod względem wątku miłosnego bardzo podobna, ale jednak nie tak udana, jak ta Catherine i Figla. Mówiłam już o ,,Narodzinach królowej'' pod względem stylu pisania, ale też świat Kiery miał coś z tej książki...
Szczerze mówiąc, jeśli miałaby być to taka luźna książeczka do przeczytania dla kogoś, kto po prostu nie potrzebuje czuć postaci, to może śmiało czytać ,,Narzeczoną''. Jednak innym nie polecam zbytnio... Swoją drogą podobno ma być druga część, ale zastanawiam się o czym? O zombie w średniowieczu, które zaatakują mafię w zbrojach króla Antarktydy? No dobrze, przesadziłam... Zły dzień, ot co. Być może przeczytałabym drugą część, ale już z pewnością na e-booku.
Za tydzień pojawi się recenzja ,,Syreny''. Swoją opinie o niej wyrażałam dosłownie na początku tego bloga, a ponieważ od tamtej pory nie czytałam, to jest to miły powrót po latach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz