Książkę na język polski przełożyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz
Coriolanus Snow - znany nam wszystkim okrutny prezydent Panem. Jednak lata temu był kimś innym.
Dożynki dziesiątych Głodowych Igrzysk to szansa, by osiemnastoletni Coriolanus zdobył rolę mentora, a tym samym szacunek i rozpoznawalność. Jest to jego obowiązek wobec jedynych żyjących członków rodziny. Ich ród upada, wszyscy w Kapitolu zapomnieli o Snowach. Przestali się liczyć.
Chłopak jednak widocznie ma pecha, a może ktoś z premedytacją pragnął go upokorzyć, gdyż przypada mu dziewczyna z dwunastego dystryktu. Dziewczyna z wężem. Dziewczyna w kolorowej sukience. Dziewczyna, która śpiewa. Lucy Gray.
Losy dziewczyny i Coriolanusa ciasno się ze sobą splatają. To, czy dziewczyna przeżyje na arenie, zależy od jego sprytu i jej uroku. Od tego, czy zwycięży, zależy przyszłość Coriolanusa.
Snow zawsze na szczycie.
Na prequel ,,Igrzysk śmierci'' czekałam mniej niż na ,,Narzeczoną'', która przyszła w tym samym czasie, a po prostu się zachwyciłam. W przeciwieństwie do tej drugiej książki... Ekhm. ,,Ballada ptaków i węży'' to opowieść o młodym prezydencie Snowie, o jego przemianie i dochodzeniu do władzy. Wszystko rozgrywa się w ciągu kilku miesięcy. Wszystko kręci się wokół Lucy Gray. Jeśli ktoś jest zdziwiony, że używam imienia plus nazwiska, to powiem, że Gray jest jej drugim imieniem. Dopiero po czasie zrozumiałam. Do dziewczyny nawiązuje również tytuł. Ballada, ptak i wąż. A przynajmniej tak uważam. Nietrudno się domyślić, że między Snowem a Lucy Gray coś zaiskrzy. I zaiskrzyło, to żadna tajemnica. Bo w końcu o to chodzi.
Książka tłumaczy wiele w działaniach znanego nam prezydenta. Tłumaczy też dlaczego Snow tak bardzo nienawidził Katniss w każdym calu.
Od początku snułam różne scenariusze, co zmieni Coriolanusa, którego w tej książce dość polubiłam. Wiedziałam, że będzie to miało związek z Lucy Gray. No i przewidziałam.
Igrzyska nie zawsze wyglądały tak jak podczas siedemdziesiątych czwartych, co było wiadome, jednak to co przeczytałam wbiło mnie w...koc? Raczej nie w ziemię, nie czytam na stojąco. Różnica była drastyczna. Podczas dziesiątych igrzysk wprowadzono mentorów, którymi byli uczniowie z Kapitolu. Pojedyncze skrawki jednych z ostatnich igrzysk również wtedy zaczynały być wprowadzane.
Jestem naprawdę zadowolona z tej książki. Trzyma ona równie dobry poziom co ,,Igrzyska śmierci'' i nie tworzy dziur fabularnych. Nie nudziłam się przy niej, a wręcz przeciwnie! Przywiązywałam się do postaci, wczuwałam w historię i przeżywałam liczne zaskoczenia i momenty szoku. Niestety czytanie zajęło mi trochę czasu, ponieważ nie da się ukryć, że ,,Ballada ptaków i węży'' to, że tak powiem, kloc. A przynajmniej z mojej perspektywy. Nie ma chyba też problemu z tym, żeby ktoś, kto nie czytał trylogii, zaczął od tego prequelu. Jak powiedziałam - dziur w fabule nie ma. Ba! Nawet to nie jest wtedy taki zły pomysł. Działania prezydenta Snowa nabierają wówczas sensu. A fanom ,,Igrzysk śmierci'' polecam balladę, ponieważ... jest świetna. Po prostu. Nie zawiedziecie się, jestem tego pewna. W przyszłym tygodniu powinna pojawić się recenzja ,,Cinder'', czyli pierwszego tomu Sagi Księżycowej Marissy Meyer. Nie jest to moje pierwsze podejście do książek tej autorki, ponieważ czytałam kiedyś już ,,Bez serca'', którego recenzja się tutaj pojawiła, i byłam bardzo zadowolona, więc liczę, że ,,Cinder'' wywoła u mnie podobne odczucia.
Miłego czytania