Książkę na język polski przełożyła Agata Teperek
Od dnia wypadku Kati nie utrzymuje kontaktu z ze swoim przyjacielem, Lukiem. Jej twarz szpeci paskudna blizna, nazywana przez nią Himalajami. Dziewczyna postanawia zacząć nowe życie i odnaleźć ojca, którego nigdy nie widziała. W tym celu podejmuje się pracy au pair u pewnej rodziny w Los Angeles. W zamian za opiekę nad dziećmi otrzyma pokój, wyżywienie, a także pieniądze.
Rodzina, do której trafia, jest dość specyficzna. Gdy jej przełożona nakazuje jej ,,wybadać rynek'', co znaczy ,,idź tam i sprawdź, co dodają, że jest takie dobre'', wie, że nie ma wyboru. W ten sposób trafia do dziwnego baru o nazwie ,,Lived'', prowadzonego przez bogate rodzeństwo, Jeffa i Lucy, odwiedzanego przez liczne gwiazdy. Jedyne co nie pasuje i pozostaje w lokalu niezmienne, to stały klient przebrany za kosiarza.
Nagle, jak grom z jasnego nieba, Kati dostaje szansę na spełnienie swoich marzeń o aktorstwie i miłości jak z bajki. Ale każdy sen może szybko stać się koszmarem...
Choć oficjalnie jest to druga część ,, Roziskrzonych nocy '', to nie jest to kontynuacja. To nawet nie ma nawiązań, podobnego klimatu. Jedyne co jest tu wspólne to okładka w jednym stylu : dziewczyna w sukni i błyszczący napis. W ogóle nie widzę powodu, dla którego autorka powiedziała, że obie tworzą dylogię. Chyba tylko dlatego, że skoro pierwsza część to sukces, to ,,Hej! Powiedzmy, że to druga część, a ludzie na to pójdą''.
Są książki wspaniałe, dobre, nie takie złe, ale wciąż dobre i takie, o których chce się zapomnieć. ,, Blask nocy letniej '' zdecydowanie trafia do tego ostatniego wora razem z ,, Hazel Wood '' i wieloma lekturami. Jak ,, Roziskrzone noce '' podobały mi się, tak tutaj od początku wiedziałam, że to nie dla mnie. Żeby ciągle nie mówić ,,pierwsza i druga część'', będę używać określeń ,,niebieska i czerwona''. W niebieskiej mieliśmy tajemnicę, nie widzieliśmy co właściwie się dzieje, czy bohaterka wariuje, co się dzieje. Mieliśmy tam jakąś sektę, nordyckie mity, czyli nieźle, choć romansu było dość mało. W czerwonej...Po prostu nie. Jak by tu zacząć... Bohaterowie. Kati mnie zwyczajnie denerwowała. Od początku zachowuje się naiwnie i po prostu głupio, a na końcu na chwilę zyskuje rozum i cofa się w rozwoju do poziomu księżniczki w opałach. Luke z kolei przedstawiony jest jako masowy podrywacz, któremu nie zależy na stałym związku, po prostu szkoda gadać. A na koniec - Bum! Zamienia się magicznie w księcia na białym koniu, który rozumie, że kocha tylko tą jedyną i zrobi dla niej wszystko. Czyli ogólnie, najbardziej lubi się w tej książce postacie trzecioplanowe, czyli na przykład śmierć aka Ezrę. Mówiłam, że recenzja zawiera spoilery? Nie? To teraz mówię. Czytanie tej książki było dla mnie jak droga przez mękę, po prostu czytałam, żeby napisać recenzję i dowiedzieć się, czy może się myliłam i źle zinterpretowałam znaki dawane przez autorkę w dosłownie co drugim zdaniu. Już bym wolała rozwiązanie z jakimś demonem, a nie z diabłem no... Nie podoba mi się coś takiego, po prostu. Zakończenie było w ogóle z niczego, chyba autorka zorientowała się, że ta krew z nosa ma jakieś czterysta stron i trzeba skończyć, bo czytelnicy umrą. I w ten sposób nie dowiedzieliśmy się, o co chodziło z dziećmi Lindy z paranormalnymi zdolnościami. Mówię tu głównie o Mii. Nie wiem, jak, ale jakoś mogłaby to wyjaśnić. Dorzucić coś do tego ,, epilogu ''. Klimat od początku mi się nie podobał, a praktycznie wszystko dało się przewidzieć. Jak to, co jest nie tak z Jeffem.
Raz mieliśmy perspektywę Kati, potem Luka, potem znowu Kati, retrospekcja i przebiegało to dość chaotycznie. Unormowało się gdzieś pod koniec, po wyszlachetnieniu Luka, kiedy poleciał po swoją lady ratować ją przed facetem ,, z którym definitywnie jest coś nie tak ''. A propos tego ostatniego - dlaczego tylko on to zauważył? I Mia, ale to pomińmy... I kim, a raczej czym była Lucy?
Kiedy coś mi się nie podoba i chcę sprawdzić, czy tylko ja to zauważyłam, a może ktoś zauważył coś jeszcze, to czytam recenzje innych ludzi na przykład na Empiku. I tu przytoczę jedną uwagę, dotyczącą ,,czerwonej''. Mianowicie : po co były wstawki po angielsku? Jeśli dla podkreślenia, że to w Ameryce, wystarczył jak dla mnie zwrot au pair. Po tym jak dziesiąty raz tego nie wyjaśniono, wzięłam telefon i sprawdziłam internet. Po angielsku prowadzone były niektóre rozmowy. Rozumiałabym pisanie ich po angielsku, gdyby bohaterka ich nie rozumiała. Ale z książki wynikało, że jej poziom angielskiego jest wysoko zaawansowany, a te rozmowy nawet ja potrafiłam przetłumaczyć. Tak więc, po co to było?
Kończąc moją tyradę, powiem tak : niebieską sobie przeczytajcie, a czerwonej unikajcie, bo to zło i nie ma nic wspólnego z tą pierwszą. Uf, ulżyło mi. Chyba nawet przy ,, Hazel Wood '' tak się nie rozpisałam negatywnie, ale może to dlatego, że nawet nie wiedziałam co się tam dzieje. Teraz, żeby nie przedłużać, napiszę tylko, że za tydzień pojawi się recenzja albo pierwszego tomu Kronik rodu Kane albo dodatków do serii Ricka Riordana. To tyle, do następnego tygodnia. Tym razem nie życzę miłego czytania, bo błagam Was, żebyście zapomnieli o istnieniu tej książki.