niedziela, 25 września 2022

Emma Mills ,,Na drugim końcu lata"

 


Książkę na język polski przełożył Miłosz Urban 

    Sloane to córka pisarza, która przeprowadziła się z rodziną z Nowego Jorku na Florydę. Nigdy nie miała przyjaciół. To się zmienia, gdy podczas imprezy staje w obronie obcego chłopaka. Gburowaty Gabe jest bratem bliźniakiem Very, pełnej energii gwiazdy internetu, która natychmiast postanowiła ,,zaadoptować" Sloane i przyjąć ją do ich paczki przyjaciół. Rodzeństwo szybko staje się bliskie dziewczynie. Dzięki Verze i Gabe'owi oraz reszcie czuje się mniej samotna. 

    Matka bliźniąt była malarką, a po jej śmierci obrazy zostały sprzedane - w tym jej ostatni, namalowany dla jej dzieci. Nie wiadomo, kto jest teraz jego właścicielem, ale to nie zniechęca Sloane, która zamierza go odzyskać dla swoich przyjaciół. To ma jednak pozostać w tajemnicy, o której wiedzą tylko dwie osoby - Remy (jej nowy przyjaciel, który nie może zapomnieć o swojej byłej) i jej tata (autor romansów, w których zawsze umiera pies, mający kryzys twórczy i fazę na serial o nastoletnich wilkołakach). Aby odnaleźć obraz, Sloane jest gotowa przemierzyć cały kraj!

    Skoro podobała mi się ,,Niemożliwa Para" nie mogłam przejść obojętnie obok ,,Na drugim końcu lata". Tamta książka zawierała świetne poczucie humoru, genialnych bohaterów, poruszone ważne tematy i wątek miłosny, który nie znajdował się na pierwszym miejscu. Ta ma to wszystko, tylko pomnożone razy tysiąc. Nieraz nie mogłam przestać się śmiać, kocham bohaterów, a i problemy poruszone w książce były ważne.

    Mówiłam o bohaterach. Sloane nie jest idealna, ludzie nieraz wytykają dziewczynie jej wady, a jednocześnie nie potrafią jej nie kochać. Zupełnie jak ja. Jest charyzmatyczna, potrafi nagle się rozgadać i ma super poczucie humoru. Ale jeszcze bardziej kocham jej tatę, który ma fazę na czytanie i pisanie fanfików na podstawie serialu o wilkołakach. To mój człowiek. Dzięki niemu mogłam się roześmiać, jednak to nic w porównaniu z Frankiem! Życie w świecie, gdzie jest Frank, byłoby dużo piękniejsze. Tego człowieka nie można nie wielbić! Wielbić to właściwe słowo.

    Minusem jest to, że zauważyłam schemat fabularny, który łączy obie czytane dotychczas przeze mnie książki autorki. Możliwe, że tylko mi się tak wydaje. Plus trochę niepotrzebny tej książce wątek romantyczny. Jednak nie odbierało mi to radości z czytania i bardzo polecam Wam ,,Na drugim końcu lata"!

    W przyszłym tygodniu pojawi się recenzja ,,Lustereczka, lustereczka...", a później ,,To nie jest, do diabła, love story. Skin Deep". Do następnego tygodnia!

                                                                                                                           Miłego czytania

niedziela, 18 września 2022

Alice Oseman ,,Loveless"

 


Książkę na język polski przełożyła Anna Halbersztat 

    Georgia Warr ma już osiemnaście lat i nigdy nie była w nikim zakochana. Ale przecież każdy w końcu sobie kogoś znajdzie, więc i ona na pewno kiedyś poczuje motylki w brzuchu. I w końcu kogoś pocałuje jak każdy wokół niej. Dziewczyna wyjeżdża na studia z twardym postanowieniem, że jej życie uczuciowe rozkwitnie. Na szczęście ma ze sobą swoich najlepszych przyjaciół - Pip i Jasona oraz nową współlokatorkę Rooney. Ale co jeśli... miłość po prostu nie jest dla niej?

    Świat zawsze mówił, że każdy znajduje miłość, każdy wręcz musi mieć swoją drugą połówkę. Miłość była wszędzie: w filmach, książkach, piosenkach. Georgia jednak za każdym razem robi coś nie tak. Myśl o całowaniu lub czymś więcej... Wszyscy wokół niej to robią, wszyscy to lubią. Może to z nią jest po prostu problem? A może nie znalazła odpowiedniej osoby. Georgia musi odnaleźć siebie, nawet jeśli po drodze popełni błędy - mnóstwo okropnych błędów. A gdy spotyka się z pojęciami aseksualności i aromantyczności... Nie, to przecież nie może być o niej.

    Tę recenzję dedykuje słownikowi, który nie zna pojęć aseksualności i aromantyczności. Dziękuję za te czerwone podkreślenia.

    Sięgnęłam po tę książkę z dwóch powodów: 1) Napisała ją Alice Oseman, więc był to mój święty obowiązek 2) Nigdy nie spotkałam się z aromantycznością lub aseksualnością w książkach. A przynajmniej nigdy nie została ona nazwana wprost. 

    Ta książka nie tylko mi się podobała... Jest też dla mnie ważna. Bo mogłam utożsamiać się z Georgią, nieraz miałam wrażenie, że czytam o sobie. Może nie była w 100% mną, ale rozumiałam ją. Naprawdę ją rozumiałam. Rozumiałam, jak się czuje w tłumie i co czuje, gdy społeczeństwo wręcz wymaga, żebyśmy wszyscy mieli jakieś życie miłosne (zwłaszcza kobiety). Żeby każdy, w tym ona, miał chłopaka lub dziewczynę, całował się, brał ślub i miał dzieci. Georgia czuła presję, czuła, że jest nienormalna, że powinna się zakochiwać, lubić pocałunki, czuć, że pociągają ją inni ludzie. Ale nic z tego. Dlatego tak desperacko próbowała coś poczuć, do kogokolwiek. A kto jest lepszy niż najlepszy przyjaciel, który wybaczy jej, jeśli nic z tego nie wyjdzie? I dlatego na swojej drodze dziewczyna popełniła błędy. Chciała udowodnić sobie, że jest jak wszyscy. I nie tylko Georgia czuła presję. Gdy w książce pojawia się wątek jej kuzynki, widać, jak bardzo ludzie wymagają od innych bycia w związku. Nieważne, że ta kobieta osiągnęła w życiu sukces, że miała przyjaciół, szczęście i dobre życie - wszyscy robili jej wyrzuty, bo nie wzięła ślubu i nie miała rodziny. W skrócie: nic nie osiągnęła. Rodzice zabierali ją na terapie, bo to przecież nienormalne. Czy tak powinno być? Naprawdę?

    Georgia popełnia błędy, zwykle głupie. Ale jeśli zrozumie się, co czuje, nie są już takie głupie. A te pomyłki czynią ją pełnowartościową postacią i to taką, którą się lubi. Podobnie jak jej przyjaciół. Każdy z nich jest inny, ma własny styl i oni też mają swoje problemy.

    Oprócz presji społeczeństwa poruszone są też inne tematy: toksyczne relacje, nietolerancja (tak, również w qeerowym środowisku), brak poczucia przynależności, szukanie własnej tożsamości. Alice Oseman po raz kolejny stworzyła poruszającą opowieść, która szybko trafiła do mojego czytelniczego serduszka. Czytało mi się ją wolno, jednak po prostu potrzebowałam przerw. Bo w pewnym momencie miałam łzy w oczach. Tak bardzo wczułam się w Georgię. I nie, książka nie jest poważna! Jest też zabawna i lekka. Jednak każdy odbierze ją inaczej.

    Za tydzień opowiem Wam o ,,Na drugim końcu lata" Emmy Mills, czyli autorki ,,Niemożliwej Pary", a później o ,,Lustereczko, lustereczko...", czyli kolejnej z Mrocznych Opowieści. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                              Miłego czytania

niedziela, 11 września 2022

Marah Woolf ,,Berło Światła"

 


Książkę na język polski przełożyła Ewa Spirydowicz 

    Nefertari de Vesci to młoda arystokratka o nadzwyczajnym intelekcie i harcie ducha, która zajmuje się odnajdywaniem skradzionych skarbów. Im bardziej opłacalne zlecenie, tym lepiej. Jej ukochany starszy brat Malachi jest śmiertelnie chory, a Taris nie waha się ani przez chwilę, gdy w grę wchodzi ratowanie go. 

    Jej rodzina od lat jest świadoma istnienia nieśmiertelnych: bogów, aniołów, dżinów, demonów. Wie więc, kim jest jej nowy zleceniodawca - Azrael, arogancki anioł śmierci. Nefertari ma odnaleźć berło światła - potężne insygnium, zabrane z Atlantydy tuż przed jej zatonięciem, skradzione i ukryte. Żaden nieśmiertelny go nie odnalazł, jednak wierzą, że tej śmiertelniczce się uda. Taris nie wplątałaby się w tę sprawę, gdyby nie warunek, na który Azrael przystaje - jeśli odnajdzie berło, zanim Malachi umrze, anioł nie zabierze jego duszy i daruje mu życie. 

    Azrael nie mówi jej jednak wszystkiego. W dodatku wyjątkowo ją drażni - z wzajemnością.

    ,,Berło Światła" kupiło mnie samym opisem - śliczna, błyszcząca okładka to tylko dodatek. Uwielbiam ,,Indiana Jonesa", ,,Tom Rider", ,,Uncharted", ,,Skarb Narodów" - historie o poszukiwaniach skarbów. A że ,,Berło..." jest dodatkowo wypełnione mitologią. Miałam wysokie oczekiwania, jednak nie wszystkie zostały spełnione. 

    Zacznę od pozytywów. Bardzo podobała mi się kreacja Taris - jest inteligentna, ma cięty język, jest odważna, a mimo to ma też delikatniejszą stronę, którą ukazuje zwłaszcza, troszcząc się o brata. Ma też pewne... dość irytujące zachowania, które jednak mogę tłumaczyć tym, że to jednak arystokratka - nawet jeśli nie wpasowuje się w szablon typowej damy z bogatej rodziny. Taris bardzo przypomina mi Larę Croft pod wieloma względami, więc nie ma co się dziwić, że widziałam ją jako Larę. Jest też Azrael. Lubię jego postać, choć czasem coś mi w nim jakby... zgrzytało. Nie zachowywał się tak, jak powinien się zachowywać anioł z tak dużym stażem na tym świecie. Pojawiło się też dużo pobocznych postaci, polubiłam się z Horusem, Dantem, nawet z Kimmy i Setem. A zwłaszcza z Malachim. 

    Bardzo podobała mi się relacja Taris i Malachiego. Tworzyli zgrany zespół, ich silna więź i miłość była bardzo dobrze widoczna, więc szkoda, że... Hej, to od początku było do przewidzenia, że Malachi do drugiego tomu nie przeżyje! I to jest naprawdę przykre!

    Mimo że jestem fanką wątków miłosnych, tu było go za dużo. Większość książki to przede wszystkim dogryzanie sobie nawzajem, irytacja drugą osobą, zazdrość i powtarzanie sobie ,,to tylko zleceniodawca, nieśmiertelny, zapomni o mnie później", ,,nie mogę się angażować, przecież w końcu ją zranię, a ona nie będzie chciała mnie znać". Romans wysunął się na pierwszy plan, co mi się nie podobało, ale że chemia między Taris i Azraelem była, to wątek romantyczny ma jakiś plus. 

    Mam pewien zarzut do akcji... Było mi jej trochę mało. Liczyłam na więcej emocji, a tu nawet atak demona raz na sto stron czy też węża nawet mną nie ruszył, bo pojawiał się... a stronę później problem został usunięty przez nieśmiertelnego przystojniaka, których wokół nie brakuje. No cóż... Ale to nie tak, że się nudziłam! Myślę jednak, że wolne tempo akcji spowolniło też moje czytanie.

    Jeśli chodzi o fabułę, to była naprawdę świetna i nie mogę się doczekać następnych części! Książka jest dopieszczona, jeśli chodzi o szczegóły - jeszcze chwila, a uwierzyłabym, że to wszystko prawda, a berło światła i pozostałe artefakty istnieją naprawdę, że cała historia świata to gierki nieśmiertelnych, że Atlantyda naprawdę zatonęła (chociaż kto wie...). W dodatku wątek mitologiczny, który skupiał się na egipskiej części, był również świetnie napisany - i absolutnie nie zgrzytało mi tu to, że bogowie, anioły i dżiny mają profile w social mediach, wysyłają esemesy i jeżdżą limuzynami.

    Pomimo zgrzytów książkę oceniam pozytywnie i będę wypatrywać kolejnych tomów ,,Kronik Atlantydy" (a będą jeszcze dwa!). Za tydzień opowiem o ,,Loveless", a później pojawi się recenzja ,,Na drugim końcu lata" Emmy Mills. Do następnego tygodnia! 

                                                                                                                               Miłego czytania

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"