poniedziałek, 22 marca 2021

LOUISE O'NEIL ,,POD TAFLĄ"

 


Książkę na język polski przełożył Andrzej Goździkowski

  Głęboko na zimnym dnie morza żyła syrenka. Była najmłodszą i najpiękniejszą córką Władcy Mórz, a jej głos był słynny w całym królestwie... Ale życie Muirgen to nie jest bajka i nigdy nią nie będzie. Uśmiechaj się. Nie mów. Bądź piękna i cicha. Zgadzaj się ze wszystkim i na wszystko. Okazuj wdzięczność. Nie chciej. Nie marz. Rób to, czego będą chcieli. Tylko posłuszne dziewczyny mogą być szczęśliwe.  

  Muirgen zawsze była bezsilna. Nie miała własnego zdania. Nigdy nie mogła pytać o matkę. Nie mogła zdecydować, za kogo wyjdzie. Nie mogła nawet prosić, by nazywano ją tak, jak nazywała ją matka - Gaja, imię oznaczające ziemię. Muirgen zawsze spoglądała ku górze. Zawsze fascynował ją świat ludzi. Ludzi, którzy przecież odebrali jej matkę... Ale przecież to nie znaczy, że wszyscy są źli. 

  Gdy syrenka kończy piętnaście lat, wymyka się na powierzchnię. Wówczas jej wzrok przykuwa przystojny młody chłopak, a Muirgen wie tylko to, że chce być blisko niego. Ratując go podczas sztormu, ryzykuje wiele... Ile jeszcze będzie w stanie zaryzykować?

Czytałam i słyszałam różne opinie o tej książce. Jedne były dobre, drugie złe. Sama nie wiedziałam, co myśleć, ale liczyłam, że ta książka nie będzie zła i spodoba mi się. Przeliczyłam się i szczerze mówiąc... żałuję, że w ogóle ruszyłam tę książkę. Nie żartuję i nie wyolbrzymiam - kiedy skończyłam ją czytać, odetchnęłam z ulgą, ale nie mogłam zabrać się za nic innego i słuchać o Małej Syrence... Przeszło mi już, ale byłam naprawdę zniesmaczona po lekturze. Już nie pierwszy raz mam takie odczucia po lekturze, wystarczy wspomnieć ,,Hazel Wood" i ,,Blask nocy letniej". Po tych książkach również spodziewałam się czegoś fajnego, a nie tylko zawiodłam się, ale też chciałam się od nich uwolnić. Podobnie było z ,,Narzeczoną", ale po niej nie chciałam wymazać sobie tej książki z pamięci.

  Zapewne będę się teraz wyżywać na tej książce, więc zostaliście ostrzeżeni. Ale najpierw w skrócie opowiem jeszcze raz, o co chodzi. Muirgen, której nie chce mi się nazywać Gają ani też Grace, kończy piętnaście lat i jest na tyle dorosła, że może wypłynąć na powierzchnię. W królestwie na dnie morza kobieta stanowi wręcz jedynie podmiot gospodarczy, a wszyscy mężczyźni to samolubni brutale, od których uzależnione są te biedne kluski. Muirgen jest najpiękniejszą z córek Władcy Mórz, dlatego skupia na sobie największą uwagę i to ona zostanie żoną najbardziej szanowanego przez ojca trytona - pomimo tego, że jest on od niej kilka razy starszy. I tak jak było w baśni, syrenka po wypłynięciu na powierzchnię ,,zakochuje się" w księciu i ratuje go podczas sztormu. 

  Zacznijmy od samej Muirgen. Jak. Ona. Mnie. Denerwowała. Miała ona reprezentować ,,uciśnioną, zagubioną, młodą kobietę", która musi ,,wyrwać się spod męskiej kontroli i odnaleźć własną siłę". Zamiast tego wyszła głupiutka, naiwna dziewczynka, która wszystko wie najlepiej i jest przecież taka dorosła. I chociaż to moja rówieśniczka, to często zachowywała się, jakby miała mózg dwunastolatki, a nie ,,dorosłej piętnastolatki". Wszystko wiedziała najlepiej, nikt nie czuł czegoś takiego, co ona, a wszystko, czego się dowiedziała, szokowało ją. Jej siostry mają rację, że zbyt wiele nie dostrzega. Dla niej świat jest czarno-biały, choć sądzi, że nie jest. Najgorsza jest chyba jednak jej przemiana na koniec. Pierwszy chłopak, który jej się spodobał (naprawdę tylko fizycznie, ale nie chcę teraz się o tym rozpisywać...), okazał się rozpieszczonym , dlatego teraz jest już całkowicie zdania, że wszyscy faceci nie zasługują na życie. Co prawda go nie zabija, ale... hej? Było co najmniej dwóch dość porządnych chłopaków, którym nie przyprawiono rogów, żeby Muirgen odnalazła swój girl power. Właśnie, girl power. Gdy ostatecznie nie zabija Olivera (łatwo się domyślić, o kogo chodzi), choć myślałam, że to zrobi, to morska wiedźma w trzy sekundy mówi jej, że wszystkie kobiety kiedyś miały moce, że mężczyźni boją się silnych kobiet, więc ona musi tę moc obudzić i skopać ogon swojemu ojcu. Przez tę całą ,,wielką moc" zakończenie sprawiało, że chciało się walnąć głową w najbliższą ścianę i wybić w niej dziurę.

  To zakończenie było chyba najgorsze. Chociaż nie wiem, czy nie gorsze było to całe przyprawianie rogów. Wiem, ta książka jest jednym wielkim głosem feminizmu, ale nie sądziłam, że spotkam się z takim... w sumie brakiem logiki. Świat jest podzielony na dobro i zło: dziewczyny są dobre, bo przecież to bidulki zniewolone przez brutalnych i okrutnych samców, a mężczyźni to potwory. O ,,Pod taflą" te pozytywne recenzje mówią, że jest głęboka i dająca do myślenia. A ja mówię - zdecydowanie nie daje do myślenia. Dałaby, gdyby ukazała świat (a przynajmniej ludzki) takim, jaki jest naprawdę. Owszem, kobiety wciąż w pewnych sytuacjach muszą walczyć o równość i prawa. W krajach arabskich szczególnie. Ale hej!, to nie wygląda tak, że na Zachodzie i w Europie, gdzie kobiety wiele sobie już wywalczyły, są mimo to dyskryminowane przez każdego przedstawiciela płci męskiej! 

  Ciężko też określić, czy autorka bardziej czerpała z baśni Andersena, czy też z Disneya. Wygląd na pewno został wzięty od Arielki, przez co przez tydzień nie mogłam na nią patrzeć. Więcej jednak wzięte zostało z oryginału: babcia, wypłynięcie w urodziny, ból, przy chodzeniu, odcięty język... Jako osoba, która nie gustuje w takich rzeczach, wzdrygałam się, gdy pojawiał się opis odcinania języka nożem, albo zmasakrowanych nóg Muirgen, z których wystawały kości i gnijące mięso... Fuj. 

  Osobiście zdecydowanie nie polecam tej książki, jeśli chcecie przeczytać jakieś baśniowe retellingi, to polecam Wam na przykład ,,Zakazane życzenie" (Aladyn) albo ,,Bez serca" (Królowa Kier), czy też serię Ashley Poston i Sagę księżycową Marissy Meyer. Ale ,,Pod taflą" odradzam... Oczywiście nie wykluczam, że komuś nie przeszkadzają te wady, które wymieniłam w recenzji, bo po prostu za wadliwe tych cech nie uważa.

  Za tydzień opowiem o ,,Rilli ze Złotego Brzegu", która niestety kręci się wokół I wojny światowej, a potem o ,,Przyrodniej siostrze" Jennifer Donnelly. Liczę, że się na tej drugiej nie zawiodę, bo naprawdę nie chcę kolejny raz wyżywać się w recenzjach. To by było na tyle, do następnego tygodnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"