niedziela, 28 marca 2021

LUCY MAUD MONTGOMERY ,,RILLA ZE ZŁOTEGO BRZEGU"

 


 Książkę na język polski przełożyła Grażyna Szaraniec (wydawnictwo Bellona)

  Rilla - najmłodsza córka Ani i Gilberta - jest jedną z najładniejszych dziewczyn w okolicy. W przeciwieństwie do swojego rodzeństwa nie zależy jej na nauce, a na zabawach i tańcach. W końcu okres między piętnastym a dziewiętnastym rokiem życia to okres najpiękniejszy, który trzeba dobrze wykorzystać. Jednak radość młodości przerywa wybuch I wojny światowej. Z dnia na dzień cały świat nie mówi już o niczym innym. Wojna zmienia również życie mieszkańców Glen St. Mary. Szczurołap prowadzi młodych chłopaków i mężczyzn na front, a za dźwiękiem przeklętego fletu podążają również bliscy Rilli: Jim, Walter, Shirley, Jerry, Karol, Krzyś...

  Rilla nie może już dłużej być beztroską trzpiotką, która koniecznie chce dowieść swojej dorosłości. Musi dorosnąć naprawdę i nauczyć się nie tylko odpowiedzialności, ale też wielkiej odwagi. Zwłaszcza gdy spada na nią obowiązek opieki nad niemowlęciem, które przyniosła na Złoty Brzeg.

  ,,Rilla ze Złotego Brzegu" to już ostatnia część z serii o Ani Shirley, która potem stała się Anną Blythe i która później przekazała prowadzenie serii swoim dzieciom. Ósma i ostatnia książka skupia się na Rilli, która jako najmłodsza miała najmniej do powiedzenia, zważając na to, że w ,,Ani ze Złotego Brzegu" dopiero przyszła na świat, a w ,,Dolinie Tęczy" była za mała, by bawić się ze starszym rodzeństwem i Meredithami. Chociaż miała swoje małe przygody, przez co żal mi Shirleya, który właściwie jest, ale nie wiadomo po co. Naprawdę, on nic nie robi poza tym, że sobie siedzi, że ma imię, które kiedyś było nazwiskiem Ani i tym, że pod koniec książki idzie na wojnę. Tak więc... Shirley, przykro mi, ale gdybyś się nie urodził, to fabuła by się nie zmieniła.

  Wracając jednak do Rilli - kiedyś sądziłam, że to najgorsza część, teraz mam o niej trochę lepsze zdanie, bo pamiętam, jak się nudziłam przy np. ,,Ani z Szumiących Topoli". Mimo to Rilla nie jest moim ulubionym dzieckiem Ani. W poprzednich książkach i na początku tej była to postać irytująca... Owszem, gdzieś w połowie książki zmienia się, jednak to nie do końca zaciera tego, co czułam wobec niej wcześniej. 

  Książka zdecydowanie nie jest lekka i zabawna, bo wojna nie była radosna. To był smutny i poważny czas, a więc książka również musiała taka być. Nie zabrakło smutku i problemów. ,,Rilla ze Złotego Brzegu" kończy cykl, który rozpoczął się w Avonlea na Zielonym Wzgórzu. Ania jest już dorosła, w jej życiu miało miejsce wiele pięknych, ale też bolesnych wydarzeń. W końcu przewodnictwo w serii przekazała swoim dzieciom, a na końcu z tych dzieci wybrała najmłodszą - Rillę.

  Skończyło się już moje przerywanie fantastyki książkami Lucy Maud Montgomery i teraz już nie będę czytała serii na zmianę z czymś innym. Oczywiście w którymś momencie złamię moją zasadę ponownie, ale mam nadzieję, że nie w najbliższym czasie. Za tydzień opowiem o ,,Przyrodniej siostrze" Jennifer Donnelly, a tydzień później o ,,Księżniczce Incognito" Connie Glynn. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                          Miłego czytania

poniedziałek, 22 marca 2021

LOUISE O'NEIL ,,POD TAFLĄ"

 


Książkę na język polski przełożył Andrzej Goździkowski

  Głęboko na zimnym dnie morza żyła syrenka. Była najmłodszą i najpiękniejszą córką Władcy Mórz, a jej głos był słynny w całym królestwie... Ale życie Muirgen to nie jest bajka i nigdy nią nie będzie. Uśmiechaj się. Nie mów. Bądź piękna i cicha. Zgadzaj się ze wszystkim i na wszystko. Okazuj wdzięczność. Nie chciej. Nie marz. Rób to, czego będą chcieli. Tylko posłuszne dziewczyny mogą być szczęśliwe.  

  Muirgen zawsze była bezsilna. Nie miała własnego zdania. Nigdy nie mogła pytać o matkę. Nie mogła zdecydować, za kogo wyjdzie. Nie mogła nawet prosić, by nazywano ją tak, jak nazywała ją matka - Gaja, imię oznaczające ziemię. Muirgen zawsze spoglądała ku górze. Zawsze fascynował ją świat ludzi. Ludzi, którzy przecież odebrali jej matkę... Ale przecież to nie znaczy, że wszyscy są źli. 

  Gdy syrenka kończy piętnaście lat, wymyka się na powierzchnię. Wówczas jej wzrok przykuwa przystojny młody chłopak, a Muirgen wie tylko to, że chce być blisko niego. Ratując go podczas sztormu, ryzykuje wiele... Ile jeszcze będzie w stanie zaryzykować?

Czytałam i słyszałam różne opinie o tej książce. Jedne były dobre, drugie złe. Sama nie wiedziałam, co myśleć, ale liczyłam, że ta książka nie będzie zła i spodoba mi się. Przeliczyłam się i szczerze mówiąc... żałuję, że w ogóle ruszyłam tę książkę. Nie żartuję i nie wyolbrzymiam - kiedy skończyłam ją czytać, odetchnęłam z ulgą, ale nie mogłam zabrać się za nic innego i słuchać o Małej Syrence... Przeszło mi już, ale byłam naprawdę zniesmaczona po lekturze. Już nie pierwszy raz mam takie odczucia po lekturze, wystarczy wspomnieć ,,Hazel Wood" i ,,Blask nocy letniej". Po tych książkach również spodziewałam się czegoś fajnego, a nie tylko zawiodłam się, ale też chciałam się od nich uwolnić. Podobnie było z ,,Narzeczoną", ale po niej nie chciałam wymazać sobie tej książki z pamięci.

  Zapewne będę się teraz wyżywać na tej książce, więc zostaliście ostrzeżeni. Ale najpierw w skrócie opowiem jeszcze raz, o co chodzi. Muirgen, której nie chce mi się nazywać Gają ani też Grace, kończy piętnaście lat i jest na tyle dorosła, że może wypłynąć na powierzchnię. W królestwie na dnie morza kobieta stanowi wręcz jedynie podmiot gospodarczy, a wszyscy mężczyźni to samolubni brutale, od których uzależnione są te biedne kluski. Muirgen jest najpiękniejszą z córek Władcy Mórz, dlatego skupia na sobie największą uwagę i to ona zostanie żoną najbardziej szanowanego przez ojca trytona - pomimo tego, że jest on od niej kilka razy starszy. I tak jak było w baśni, syrenka po wypłynięciu na powierzchnię ,,zakochuje się" w księciu i ratuje go podczas sztormu. 

  Zacznijmy od samej Muirgen. Jak. Ona. Mnie. Denerwowała. Miała ona reprezentować ,,uciśnioną, zagubioną, młodą kobietę", która musi ,,wyrwać się spod męskiej kontroli i odnaleźć własną siłę". Zamiast tego wyszła głupiutka, naiwna dziewczynka, która wszystko wie najlepiej i jest przecież taka dorosła. I chociaż to moja rówieśniczka, to często zachowywała się, jakby miała mózg dwunastolatki, a nie ,,dorosłej piętnastolatki". Wszystko wiedziała najlepiej, nikt nie czuł czegoś takiego, co ona, a wszystko, czego się dowiedziała, szokowało ją. Jej siostry mają rację, że zbyt wiele nie dostrzega. Dla niej świat jest czarno-biały, choć sądzi, że nie jest. Najgorsza jest chyba jednak jej przemiana na koniec. Pierwszy chłopak, który jej się spodobał (naprawdę tylko fizycznie, ale nie chcę teraz się o tym rozpisywać...), okazał się rozpieszczonym , dlatego teraz jest już całkowicie zdania, że wszyscy faceci nie zasługują na życie. Co prawda go nie zabija, ale... hej? Było co najmniej dwóch dość porządnych chłopaków, którym nie przyprawiono rogów, żeby Muirgen odnalazła swój girl power. Właśnie, girl power. Gdy ostatecznie nie zabija Olivera (łatwo się domyślić, o kogo chodzi), choć myślałam, że to zrobi, to morska wiedźma w trzy sekundy mówi jej, że wszystkie kobiety kiedyś miały moce, że mężczyźni boją się silnych kobiet, więc ona musi tę moc obudzić i skopać ogon swojemu ojcu. Przez tę całą ,,wielką moc" zakończenie sprawiało, że chciało się walnąć głową w najbliższą ścianę i wybić w niej dziurę.

  To zakończenie było chyba najgorsze. Chociaż nie wiem, czy nie gorsze było to całe przyprawianie rogów. Wiem, ta książka jest jednym wielkim głosem feminizmu, ale nie sądziłam, że spotkam się z takim... w sumie brakiem logiki. Świat jest podzielony na dobro i zło: dziewczyny są dobre, bo przecież to bidulki zniewolone przez brutalnych i okrutnych samców, a mężczyźni to potwory. O ,,Pod taflą" te pozytywne recenzje mówią, że jest głęboka i dająca do myślenia. A ja mówię - zdecydowanie nie daje do myślenia. Dałaby, gdyby ukazała świat (a przynajmniej ludzki) takim, jaki jest naprawdę. Owszem, kobiety wciąż w pewnych sytuacjach muszą walczyć o równość i prawa. W krajach arabskich szczególnie. Ale hej!, to nie wygląda tak, że na Zachodzie i w Europie, gdzie kobiety wiele sobie już wywalczyły, są mimo to dyskryminowane przez każdego przedstawiciela płci męskiej! 

  Ciężko też określić, czy autorka bardziej czerpała z baśni Andersena, czy też z Disneya. Wygląd na pewno został wzięty od Arielki, przez co przez tydzień nie mogłam na nią patrzeć. Więcej jednak wzięte zostało z oryginału: babcia, wypłynięcie w urodziny, ból, przy chodzeniu, odcięty język... Jako osoba, która nie gustuje w takich rzeczach, wzdrygałam się, gdy pojawiał się opis odcinania języka nożem, albo zmasakrowanych nóg Muirgen, z których wystawały kości i gnijące mięso... Fuj. 

  Osobiście zdecydowanie nie polecam tej książki, jeśli chcecie przeczytać jakieś baśniowe retellingi, to polecam Wam na przykład ,,Zakazane życzenie" (Aladyn) albo ,,Bez serca" (Królowa Kier), czy też serię Ashley Poston i Sagę księżycową Marissy Meyer. Ale ,,Pod taflą" odradzam... Oczywiście nie wykluczam, że komuś nie przeszkadzają te wady, które wymieniłam w recenzji, bo po prostu za wadliwe tych cech nie uważa.

  Za tydzień opowiem o ,,Rilli ze Złotego Brzegu", która niestety kręci się wokół I wojny światowej, a potem o ,,Przyrodniej siostrze" Jennifer Donnelly. Liczę, że się na tej drugiej nie zawiodę, bo naprawdę nie chcę kolejny raz wyżywać się w recenzjach. To by było na tyle, do następnego tygodnia!

niedziela, 14 marca 2021

LUCY MAUD MONTGOMERY ,,DOLINA TĘCZY"

 



Książkę na język polski przełożyła Grażyna Szaraniec (wydawnictwo Bellona)

  Po powrocie ze swojej podróży Ania i Gilbert dowiadują się, ile rzeczy się zmieniło pod ich nieobecność. Największą i najważniejszą zmianą jest pastor Meredith, który przenosi się do Glen St. Mary ze swoją gosposią i czwórką dzieci: Jerrym, Faith, Uną i Karolem. Dzieci pastora bardzo szybko nie tylko zaskarbiają sobie przyjaźń i sympatię dzieci ze Złotego Brzegu, ale też zaczynają wzbudzać zgorszenie w całym Glen. Jednak przecież dziecięce psoty i wybryki nie mogą wiecznie skrywać się w cieniu ich ukochanej Doliny Tęczy. W końcu jest tyle wspaniałych miejsc do zabaw! Choćby opuszczony cmentarz metodystów. Czy to jednak wina dzieci, że nawet mając dobre intencje, każde ich zachowanie wzbudza skandal, który na długo staje się tematem plotek ,,zatroskanych" parafian?

  ,,Dolina Tęczy" jest przedostatnią częścią serii, którą zapoczątkowała ,,Ania z Zielonego Wzgórza" i zarazem tą najbardziej oddaloną od Ani. Cała książka jest bowiem skupiona na rodzinie Meredith, podczas gdy familia ze Złotego Brzegu schodzi na dalszy plan. Owszem, Jim, Walter, Nan i Di towarzyszą dzieciom z parafii w zabawach w Dolinie Tęczy, Ania i Zuzanna dostają czasem chwilę na wypowiedzenie się, Rilla oczywiście doznaje jednorazowego upokorzenia, a Shirley i Gilbert zdają się nie istnieć... Ale nie należy do nich - i tylko do nich - nawet jedna czwarta książki! Wszystko jest skupione na dzieciach pastora, a nawet bardziej na dziewczynkach z tej gromadki - one najczęściej wpadają w tarapaty i próbują wszystko naprawić. Chociaż warto wspomnieć, że sam pastor również ma swój wątek.

  Lubię tę część, pamiętałam ją całkiem dobrze przed ponownym czytaniem, choć to trochę... przykre, że rodzina Ani zeszła tutaj na dalszy plan, choć to seria o nich. Mimo to ta książka była lepsza niż na przykład ,,Ania z Szumiących Topoli", gdzie było dość nudnawo. ,,Dolina Tęczy" to powrót do dziecięcych wybryków, zabawnych wpadek i pomysłów. Wszystkie dzieci z Doliny Tęczy przywodzą na myśl Anię, która zdążyła tak szybko dorosnąć, choć dopiero co Mateusz przywiózł ją na Zielone Wzgórze.

  Ostatnią część tej serii - ,,Rilla ze Złotego Brzegu" - zrecenzuję dopiero za dwa tygodnie, a za tydzień powiem, dlaczego lepiej trzymać się z daleka od ,,Pod Taflą", czyli mrocznej wersji ,,Małej Syrenki". I nie, nie mówię o ,,mrocznej" jak w przypadku ,,mrocznych baśni". Z ogłoszeń parafialnych to będzie na tyle, do następnego tygodnia!

                                                                                                                             Miłego czytania

niedziela, 7 marca 2021

JEN CALONITA ,,Z DALA OD SIEBIE. MROCZNA BAŚŃ"

 


Książkę na język polski przełożyła Dorota Radzimińska 

Co by było, gdyby Anna i Elsa się nie znały?

  Elsa nigdy nie pomyślałaby, że tak szybko może stracić wszystko. Gdy jej rodzice giną na morzu, księżniczka zostaje sama na świecie. W dodatku na wierzch wychodzą tajemnice, na które tylko król i królowa znali odpowiedzi: tajemnicza ,,ona" i... moce Elsy. Moce, które odkrywa dopiero wraz z ich śmiercią.

  Anna całe swoje życie spędziła w górskim Harmon. I choć kocha to małe miasteczko, jego mieszkańców, piekarnię i przybranych rodziców, od lat ciągnie ją do Arendelle i wielkiego świata. Kiedyś marzyła, że Freja zabierze ją ze sobą. Teraz jednak jej nie ma...

  Trzy lata później Elsa wciąż usiłuje opanować swoją moc, izolując się od reszty świata. Zbliża się koronacja, jednak przyszła królowa ma zamęt w głowie. W pewnym momencie zaczyna przypominać sobie fragmenty dzieciństwa, a wraz z nimi twarz małej dziewczynki... jej siostry. Dlaczego zostały rozdzielone? Dlaczego rodzice nic jej nie powiedzieli? I dlaczego nie pamiętała swojej siostry... i tego, że ma tę moc? Ten wir pytań bardzo szybko może zamienić się w burzę śnieżną, a Elsa nie zamierza porzucić kwestii swojej siostry - Anny.

  Czytałam różne opinie o tej książce, większość osób twierdziła, że jest to średnia książka i nudna. Ja jednak nie twierdzę, że była średnia. 

,,Z dala od siebie" przedstawia losy Anny i Elsy, które zostały rozdzielone jako dzieci i nie pamiętają o swoim istnieniu. Elsa dodatkowo nie wie, że ma moce. Starsza siostra wychowuje się w zamku jako samotna jedynaczka, przygotowując się do roli królowej. Młodsza siostra nie wyściubia nosa poza swoją górską wioskę, gdzie mieszka w piekarni z przybranymi rodzicami, a jej jedynym kontaktem z wielkim światem jest przyjaciółka jej mamy. Wszystko to doprowadza do tego, że mam wrażenie, jakby ta książka była trochę lepszą wersją oryginalnej ,,Krainy Lodu". Lubię tę bajkę, a drugą część kocham, jednak ta pierwsza nigdy jakoś nie porwała mnie do tego stopnia, co większość świata. Książka ta toczyła się mniej więcej tak, jak animacja, jednak z pewnymi różnicami. 

  W książce dziewczynki nie zostały odseparowane od siebie dlatego, że Elsa się bała i nie kontrolowała swoich mocy, a z powodu, który byłby spoilerem. Rodzice nie próbują zamknąć Elsy, robi to ona sama. Anna nie zachowuje się tak naiwnie i (nieco) irytująco, zakochując się w pierwszym księciu z bajki na jej drodze. Jej radosny, zwariowany i otwarty styl bycia idealnie pasuje do dziewczyny, która wychowywała się poza zamkiem i nie musiała zachowywać jak księżniczka. 

  Owszem, były tu elementy, które powinny mieć wyjaśnienie... Serio, skoro Elsa ,,szła kilka dni", to co ona jadła? Gdzie spała? To zawsze zastanawiało mnie w animacji (Elsa, czy ty jadłaś lód w tym zamku?) i teraz w tej książce. Podejrzewam, że nigdy się nie dowiem. 

  Ja jestem z tej książki zadowolona, jej fabuła nie była może bardzo zaskakująca, bo od początku wiadomo było, do czego wszystko zdąża, ale czytało się dobrze. ,,Z dala od siebie" podobało mi się, nawet bardzo, bo przeczytałam ją w dwa dni, a mogłabym w jeden. Na ten moment ranking ,,mrocznych baśni, które nie są takie mroczne" przedstawia się następująco: 1. ,,Cierń klątwy" 2. ,,W świecie iluzji" 3. ,,Z dala od siebie" 4. ,,Świat obok świata" 5. ,,Potęga magii". Pierwszej z wydanych  książek, czyli ,,Dawno temu... we śnie" nie czytałam, ale zamierzam. Może Śpiąca Królewna, która się nie obudziła, będzie lepsza, niż mówią? Na razie się jednak tego nie dowiem, ale za tydzień Wy dowiecie się, co się działo i co sądzę o ,,Dolinie Tęczy" Lucy Maud Montgomery. Do następnego tygodnia!

                                                                                                                                        Miłego czytania

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"