niedziela, 19 grudnia 2021

Kasie West ,,Szczęście w miłości"

 

Książkę na język polski przełożył Jarosław Irzykowski 

  Maddie nigdy nie zostawia niczego przypadkowi. Ciężko pracuje, by otrzymać stypendium i utrzymać rodzinę w całości. Pewnego wieczora, któremu sporo brakuje do wymarzonej osiemnastki, gdy frustracja bierze górę, pod wpływem impulsu kupuje los na loterii. I choć bardziej prawdopodobne byłoby trafienie przez piorun, dziewczyna wygrywa kilka milionów dolarów. 

  Nagle wszystko się zmienia. Maddie nie musi już martwić się oszczędzaniem na najdrobniejszych rzeczach. Ludzie ją rozpoznają i chcą z nią rozmawiać (głównie o pieniądzach, ale jednak!). Jest w centrum uwagi całej szkoły, co mimo wszystko wydaje się miłe. A jeśli ma się kupę forsy na swoim koncie, to można przy okazji trochę zaszaleć, prawda? Ale gdy każdy zdaje się chcieć wyciągnąć od niej pieniądze, a w internecie zaczynają pojawiać się złośliwe posty i artykuły na jej temat, Maddie czuje, że nie może ufać już nikomu... prócz Sethowi, jej przyjacielowi, który pracuje z nią w zoo. Tylko on nie wie jeszcze o wygranej Maddie i wciąż jest tym samym miłym i zabawnym chłopakiem, co wcześniej. Ale kto wie, czy wyznanie prawdy tego nie zmieni...

  No więc... każda kolejna książka Kasie West, po którą sięgam, ma jakiś defekt, przez który nie zamierzam do niej wracać. Tak było z ,,Chłopakiem na zastępstwo" (bohaterka megairytująca, recenzja już była, ale lata świetlne temu) i ,,Chłopakiem z sąsiedztwa" (wiało nudą). Tak naprawdę tylko ,,Chłopak z innej bajki" był dobry. Teraz sięgnęłam po ,,Szczęście w miłości" i tytuł nijak ma się do treści, bo miłości to tam prawie nie ma, a szczęście ma do niej tyle, co piernik do wiatraka (przepraszam wszystkie pierniki i wiatraki, które coś do siebie mają, jeśli je tym stwierdzeniem uraziłam). 

  Zacznijmy od początku. Maddie jest zorganizowana, ma głowę na karku i w sumie nie jest zbyt interesująca. Kiedy wygrywa w loterii, staje się roztrzepana, naiwna i tak samo nijaka. Z bohaterów wszyscy irytowali, byli wyjątkowo płascy i tylko Seth wypadał całkiem nieźle.

  Fabuła była dość przewidywalna i nic mnie nie zaskoczyło. Wszelkie zwroty akcji powinny mieć cudzysłów w swojej nazwie, bo były to ,,zwroty akcji". Naprawdę spodziewałam się, że akcja i te wszystkie wątki będą lepiej poprowadzone, a tymczasem nawet wątek miłosny mnie nie wciągnął. Dziwne, nie? Ja, wielbicielka miłosnych relacji, nie interesowałam się wątkiem miłosnym, bo został napisany naprawdę kiepsko i było go tyle, co nic. Większość czasu antenowego zajmowały pieniądze i to, jak to wszyscy oszukują naiwną Maddie, której asertywność wyjechała na wakacje, a rozsądek rozpoczął strajk. Ostatecznie wszystko kończy się wręcz bajkowo dobrze, co zupełnie mi nie leży - Maddie rozwiązała wszelkie problemy tak prosto u głupio, że jestem pewna, że większości nie rozwiązała wcale, bo nie wystarczy rzucić ,,Ej, mamo i tato, skończcie się kłócić i idźcie na terapię, bo ja lecę się całować z chłopakiem, na którego nakrzyczałam" albo ,,Hej, braciszku, nie wydawaj już tyle, okej? Dzięki.". 

  Choć lekki i humorystyczny styl pozostał, to nie uratował całości. W planach mam przeczytanie jeszcze kilku książek West i mam nadzieję, że będą lepsze od poprzednich trzech niewypałów. Do następnego tygodnia!

niedziela, 12 grudnia 2021

Rachael Lippincott, Mikki Doughtry i Tobias Iaconis ,,Trzy kroki od siebie"

 


Książkę na język polski przełożył Maciej Potulny 

  Stella i Will chorują na mukowiscydozę - chorobę, przez którą ich płuca nie pracują tak, jak należy. Chorzy na muko zawsze muszą trzymać dystans trzech kroków - wystarczy jeden oddech, jeden dotyk, by jedno zaraziło drugie. 

  Stella trzyma się list i planów, robi wszystko, by choroba nie pokonała jej zbyt szybko. Will jest zakażony wyjątkowo silną i groźną dla niego i innych chorych bakterią, a mimo to nie widzi sensu w leczeniu - ma dość przenosin z jednego szpitala do drugiego, ciągłego testowania nowych leków, które nie mogą ocalić mu życia. 

  Gdy ci dwoje się spotykają, a szpitalne korytarze stają się scenerią historii miłosnej, na przeszkodzie stoją tylko trzy kroki. Im bardziej się kochają, tym bardziej boli ich dzieląca odległość. Czy odrobina bliskości naprawdę musi być tak bliska wyrokowi śmierci?

  Czego można się po mnie spodziewać jak nie ,,najpierw film"? Z początku nawet nie wiedziałam, że film jest na podstawie książki. Widziałam zwiastuny na YT, historia mnie interesowała, a kiedy na ,,koronaferiach" widziałam, że film znika z Netflixa, postanowiłam go obejrzeć. Jestem osobą WWO, spodziewać się można, że często ryczę przy filmach, czy książkach, ale w rzeczywistości rzadko czuję, że łzy naprawdę cisną mi się do oczu. Ten film wywołał taki efekt, a książka zrobiła to samo.

  Stella jest poukładana, a Will niekoniecznie - klasyk. Ona chce się leczyć, on chce żyć pełnią życia. A jednak z czasem się w sobie zakochują i to dosłownie na śmierć i życie - w końcu jeśli zbliżą się do siebie za bardzo, jeśli zarażą się nawzajem, choroba pokona ich jeszcze szybciej. A jednak oboje postanawiają zaryzykować. 

  Ta historia potrafi rozbawić, ale też wyciskać łzy z oczu, ściskać za serce i skłania do rozmyślań - jak wszelkie historie tego typu, jak ,,Gwiazd naszych wina". Ale uwielbiam ją i polecam naprawdę wszystkim - świetna historia, napisana lekkim stylem, którą czyta się szybko jednym tchem.

   Na koniec chcę jeszcze na chwilę wrócić do filmu - stwierdzam, że jest naprawdę wierną adaptacją, jednak brakuje mi w niej dwóch rzeczy: perspektywy Willa i epilogu, który został wycięty.

  Do następnego tygodnia! Prawdopodobnie w następnej recenzji będziecie mogli przeczytać mój wywód na temat ,,Szczęścia w miłości"! 

                                                                                                                      Miłego czytania

niedziela, 5 grudnia 2021

Lauren Kate ,,Łza"

 


Książkę na język polski przełożyła Anna Studniarek-Węch

  ,,Nigdy, przenigdy nie płacz" - tego w dzieciństwie nauczyła Eurekę Diana - jej matka. Ale teraz Diana nie żyje - zabrała ją fala, a Eureka każdego dnia nienawidzi siebie za to, że ona przeżyła. Ale mimo żałoby i rozdzierającej serce tęsknoty dziewczyna nie uroniła ani łzy.

  Wraz z odejściem Diany straciła chęć do życia. Ale teraz wszystko się zmienia. Matka pozostawia dziewczynie kilka przedmiotów - medalion, którego nie da się otworzyć; kamień, którego nie wolno jej wyjmować i książka, której nikt nie potrafi przeczytać.

  Kiedy na drodze Eureki staje Ander, Eureka jest zagubiona. Chłopak o oczach w kolorze morza patrzy na nią tak, jakby znał ją całe życie i wiedział o niej wszystko - w tym ból i pustkę, którą odczuwa, odkąd straciła Dianę. Na dodatek, gdy roni jedną, jedyną łzę, ociera ją, jakby od tego zależał los świata, a na dodatek ostrzega dziewczynę przed grożącym jej śmiertelnym niebezpieczeństwem. 

  Z każdym dniem Eureka jest coraz bliżej płaczu. Nie rozumie już nic, a zwłaszcza tego, co w ostatnim czasie dzieje się z Brooksem - jej najlepszym przyjacielem, który zdaje się usilnie doprowadzić ją do łez. 

  Powiem tak - czytałam tę książkę ponad miesiąc tylko dlatego, że skoro poświęciłam już czas na czytanie, to ją skończę, żeby wydać pełnowartościową opinię. Stwierdzam, że nie była warta zachodu i zwyczajnie słabo napisana.

  Zacznę od tego - książka wykorzystuje mity o Atlantydzie i schematy popularne w tamtych latach w młodzieżowej fantastyce (Jeśli nie pamiętacie mojego wywodu na temat trylogii Trylle i jej podobieństwa do ,,Skrzydeł Laurel", to odsyłam was do recenzji!), czyli np. trójkąt miłosny. Cała historia z Atlantydą, Córką Łez, Selene i Leanderem była dobra, ale wykonanie już nie. Książka nie wzbudzała we mnie praktycznie żadnych emocji, a losy bohaterów były mi obojętne - na każdą rzecz reagowałam w stylu ,,okej" i wzruszeniem ramion. Dopiero końcówka przyniosła ze sobą coś ciekawszego i więcej Andera, który podobno miał być tak ważny. To, jak bardzo kochał Eurekę, było naprawdę słodkie, ale ten wątek został pokazany tak byle jak, że naprawdę...Nie przywiązałam się też do żadnej postaci. W dodatku cały klimat był dość specyficzny. Może to sprawia, że książka była ciekawsza przez rzadko wykorzystywaną scenerię, czyli Luizjanę, ale nie rozumiałam wielu słów, które wykorzystywano do opisywania miejsc wydarzeń.

  Powiem krótko: książka była słaba i nie czuję potrzeby czytania drugiej części, która zbiera jeszcze słabsze opinie. I tak nawet nie mam jej w bibliotece, więc sprawa załatwiona. Nie polecam. 

 Recenzja za tydzień? Prawdopodobnie będą to ,,Trzy kroki od siebie". Do następnego tygodnia!

 

Leigh Bardugo ,,Szóstka Wron"