Książkę na język polski przełożył Jarosław Irzykowski
Maddie nigdy nie zostawia niczego przypadkowi. Ciężko pracuje, by otrzymać stypendium i utrzymać rodzinę w całości. Pewnego wieczora, któremu sporo brakuje do wymarzonej osiemnastki, gdy frustracja bierze górę, pod wpływem impulsu kupuje los na loterii. I choć bardziej prawdopodobne byłoby trafienie przez piorun, dziewczyna wygrywa kilka milionów dolarów.
Nagle wszystko się zmienia. Maddie nie musi już martwić się oszczędzaniem na najdrobniejszych rzeczach. Ludzie ją rozpoznają i chcą z nią rozmawiać (głównie o pieniądzach, ale jednak!). Jest w centrum uwagi całej szkoły, co mimo wszystko wydaje się miłe. A jeśli ma się kupę forsy na swoim koncie, to można przy okazji trochę zaszaleć, prawda? Ale gdy każdy zdaje się chcieć wyciągnąć od niej pieniądze, a w internecie zaczynają pojawiać się złośliwe posty i artykuły na jej temat, Maddie czuje, że nie może ufać już nikomu... prócz Sethowi, jej przyjacielowi, który pracuje z nią w zoo. Tylko on nie wie jeszcze o wygranej Maddie i wciąż jest tym samym miłym i zabawnym chłopakiem, co wcześniej. Ale kto wie, czy wyznanie prawdy tego nie zmieni...
No więc... każda kolejna książka Kasie West, po którą sięgam, ma jakiś defekt, przez który nie zamierzam do niej wracać. Tak było z ,,Chłopakiem na zastępstwo" (bohaterka megairytująca, recenzja już była, ale lata świetlne temu) i ,,Chłopakiem z sąsiedztwa" (wiało nudą). Tak naprawdę tylko ,,Chłopak z innej bajki" był dobry. Teraz sięgnęłam po ,,Szczęście w miłości" i tytuł nijak ma się do treści, bo miłości to tam prawie nie ma, a szczęście ma do niej tyle, co piernik do wiatraka (przepraszam wszystkie pierniki i wiatraki, które coś do siebie mają, jeśli je tym stwierdzeniem uraziłam).
Zacznijmy od początku. Maddie jest zorganizowana, ma głowę na karku i w sumie nie jest zbyt interesująca. Kiedy wygrywa w loterii, staje się roztrzepana, naiwna i tak samo nijaka. Z bohaterów wszyscy irytowali, byli wyjątkowo płascy i tylko Seth wypadał całkiem nieźle.
Fabuła była dość przewidywalna i nic mnie nie zaskoczyło. Wszelkie zwroty akcji powinny mieć cudzysłów w swojej nazwie, bo były to ,,zwroty akcji". Naprawdę spodziewałam się, że akcja i te wszystkie wątki będą lepiej poprowadzone, a tymczasem nawet wątek miłosny mnie nie wciągnął. Dziwne, nie? Ja, wielbicielka miłosnych relacji, nie interesowałam się wątkiem miłosnym, bo został napisany naprawdę kiepsko i było go tyle, co nic. Większość czasu antenowego zajmowały pieniądze i to, jak to wszyscy oszukują naiwną Maddie, której asertywność wyjechała na wakacje, a rozsądek rozpoczął strajk. Ostatecznie wszystko kończy się wręcz bajkowo dobrze, co zupełnie mi nie leży - Maddie rozwiązała wszelkie problemy tak prosto u głupio, że jestem pewna, że większości nie rozwiązała wcale, bo nie wystarczy rzucić ,,Ej, mamo i tato, skończcie się kłócić i idźcie na terapię, bo ja lecę się całować z chłopakiem, na którego nakrzyczałam" albo ,,Hej, braciszku, nie wydawaj już tyle, okej? Dzięki.".
Choć lekki i humorystyczny styl pozostał, to nie uratował całości. W planach mam przeczytanie jeszcze kilku książek West i mam nadzieję, że będą lepsze od poprzednich trzech niewypałów. Do następnego tygodnia!